Nie ma i chyba nie będzie w fazie
grupowej Ligi Mistrzów klubu posiadającego barwniejszą historię. Jego ledwie
dwudziestoletnie dzieje utkane są niecodziennymi i niespotykanymi nigdzie
indziej wydarzeniami. Z jednej strony skandale i afery, z drugiej genialny
pomysł na budowę drużyny oraz niespodziewane sukcesy. To wszystko odnajdziecie
w niepozornej, małej, 18-tysięcznej mieścinie, zwanej Farum, w której swą
siedzibę ma aktualny mistrz Danii – FC Nordsjaelland.
Pierwszym dobroczyńcą zespołu był
ówczesny burmistrz miasteczka Peter Brixtofte. To z jego inicjatywy w 1991 roku
powstało Farum Boldklub. Brixtofte otoczył całkowitą opieką nowopowstałą ekipę,
której zresztą został bossem. Wyszukał sponsorów, doprowadził do
profesjonalizacji klubu, a ten błyskawicznie piął się w górę po ligowych
szczeblach - startował w siódmej lidze, a jedenaście lat później awansował do
najwyższej klasy rozgrywkowej.
On także spowodował, że Farum znalazło
się na skraju upadku. W 2003 na jaw wyszły szemrane interesy, które prowadziła
rada miasta łącznie z Brixtoftem. Celowo przepłacali prywatnym spółkom za
różnego rodzaju usługi socjalne, a te nadwyżkę pieniędzy pompowały w drużynę.
Afera z dnia na dzień rozlewała się coraz bardziej, aż objęła nie tylko
działalność sportową. Wieloletni burmistrz musiał ustąpić z fotela prezesa. Niedawno
wyszedł z więzienia po dwuletniej odsiadce.
Zespół nowe życie rozpoczął wraz
z przybyciem nowego właściciela. Biznesmen Allan Pedersen za pośrednictwem
swojej firmy AKP Holdings wykupił ekipę z Farum i, aby odciąć się od
kontrowersyjnej przeszłości, zmienił nazwę na FC Nordsjaelland. Od tej pory
klub stał się reprezentantem całego regionu - północnej Zelandii.
By wzmocnić jego regionalny
status Pedersen utworzył sieć drużyn filialnych, złożoną z 57 ogniw, które
miały pracować dla dobra Nordsjaelland. Zaczęły, więc przeczesywać okoliczne
boiska, wyłapywać najbardziej uzdolnionych piłkarzy, szkolić ich i następnie zbywać
pierwszoligowcowi z Farum. W zamian dostawali zawodników na wypożyczenie,
bilety na mecze, propozycje sparingów, obozy treningowe oraz pomoc trenerską.
Pionierska i oryginalna koncepcja
otworzyła przed włodarzami Nordsjaelland nieoczekiwane perspektywy. Dzięki
ścisłej symbiozie z pomniejszymi zespołami, za bezcen otrzymywali wyszkolonych,
nastoletnich graczy, których potem sprzedawali za atrakcyjne sumy. W ciągu
ośmiu lat na transakcjach zarobili kilkanaście mln euro. Odejmując od tego parę
milionów przeznaczonych na nowe nabytki, okazuje się, że w niewielkiej
mieścinie skonstruowano swoiste piłkarskie perpetuum mobile, samowystarczalny klub, oparty na dochodowym biznesie.
„My nie kupujemy gwiazd, my je kreujemy sami” – chwali się dyrektor sportowy Jan Laursen. Po czym dodaje:
„Udowodniliśmy, że nawet nie posiadając wielkiej gotówki, można zajść daleko poprzez
świetną organizację, mądre zarządzanie, wielką wiarę we własne pomyły oraz
ogromną determinację do ich realizowania”. Lwią część kadry wypełniają zazwyczaj
Duńczycy, a większość graczy podstawowej jedenastki stanowi produkt lokalnych
ekip.
Tymczasem nad świetnie
prosperującą machiną ponownie zgromadziły się czarne chmury. W 2008 Pedersen odsprzedał sobie klub na
własność - należący przedtem do jego przedsiębiorstwa AKP Holdings, lecz ówcześnie chylącego się ku upadkowi - za 500 tysięcy duńskich koron. W Danii wybuchł kolejny skandal z
udziałem ekipy z Farum. Dochodzenie wykazało, że sprzedaż została wymuszana i
dokonana bez zezwolenia banku. Ponadto kwota za, którą ją opchnięto była znacznie
mniejsza, niż jej rzeczywista wartość rynkowa (wyceniona na 35 mln koron). Sprawa
toczy się do dziś i nie wiadomo jakie tak naprawdę będą konsekwencje.
Dodatkowym ciosem dla kibiców
było odejście Mortena Wieghorsta. Trenera, który Nordsjaelland doprowadził do dwóch pucharów kraju. Po pięciu latach pracy, w połowie 2011 objął młodzieżówkę Danii do lat
21. Na następcę mianowany został niedoświadczony Kasper Hjulmand (asystent Wieghorsta).
Pod wodzą nowego szkoleniowca zespół
zaczął radzić sobie nadspodziewanie dobrze. Przede wszystkim rozkwitły talenty
młodzieńców – Joresa Okore, Sorena Christiansena, Seajou Kinga oraz Andreasa
Laudrupa, syna Michaela. Dziesięciu zawodników trafiło do różnych sekcji
młodzieżowych, a pięciu zadebiutowało w pierwszej reprezentacji (Mikkel Beckmann, Andreas
Bjelland, Tobias Mikkelsen, Jesper Hansen oraz Okore).
Totalnym szaleństwem okazały się zdarzenia
z maja tego roku. Pewnie zmierzająca po czwarte z rzędu mistrzostwo FC
Kopanhaga w decydujących starciach zupełnie straciła formę, uzyskując tylko dwa
punkty w czterech ostatnich kolejkach. Potknięcia hegemona ze stolicy
wykorzystało niepozorne Nordsjealland. Klub, który sezon wcześniej walczył rozpaczliwie
o utrzymanie - unikając relegacji przewagą pięciu punkcików - wygrał
mistrzostwo, doprowadzając się do jednej z największych sensacji w historii
tamtejszej piłki. To doprawdy ewenement na skalę europejską, że w szanowanej i solidnej
futbolowej lidze po tytuł sięga drużyna, która narodziła się ledwie dwie dekady
temu.
Jeszcze większą piłkarską
osobliwością jest to, że zespół z 18-tysięcznego miasteczka już w środę
rozpocznie zmagania w Lidze Mistrzów. Dzięki dominacji FC Kopenhagi i punktom
zdobywanym przez nią w europejskich pucharach, duńska Superliga wspięła się na
15 miejsce w ligowym rankingu UEFA. Nordsjaelland mogło tym samym bezpośrednio
awansować do rundy grupowej Champions League.
Wśród futbolowej elity zobaczymy
zatem ekipę, która doświadczyła raptem czternastu pojedynków na szczeblu europejskim,
kończąc rywalizację najczęściej na pierwszym przeciwniku; której popularność
nawet w Danii nie wychodzi poza miejskie bramy, 10-tysięczny stadion zapełnia się
jedynie w połowie; której ambicje nie wybiegały poza krajowe poletko. Jeden z
jej piłkarzy kilkanaście miesięcy temu zwierzał się: „Ogólnie to klub nie ma
parcia na sukces czy chęci wdarcia się do czołowej trójki. Jesteśmy małym
zespołem i skupiamy się na szkoleniu młodzieży. Zarząd lubi sprzedawać
utalentowanych graczy. Oni są naprawdę zadowoleni z miejsc w środku tabeli”.
Duńczycy najwidoczniej bajkopisarstwo
mają we krwi, wszak stamtąd pochodzi najsłynniejszy przedstawiciel gatunku –
Christian Andersen. W 1992 roku uraczyli nas najbardziej szokującym, bajkowym
rozdziałem w dziejach Mistrzostw Europy. Dziś obdarowują bajką rozpisaną na
współczesną piłkarską modłę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz