W 2008 roku wtargnęli
niespodziewanie do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Mieli zagrać kilka meczów,
pozwiedzać Stary Kontynent, rodakom dać bezprecedensową okazję do radości, a
znudzonym - powtarzalnością rywalizacji w europejskich pucharach – wyższym
sferom egzotyczny powiew nowości.
Tymczasem w następnych latach
piłkarze z Borysowa elitarne rozgrywki Champions League zaczęli odwiedzać coraz
częściej, zabawiając się wśród futbolowej arystokracji nadspodziewanie
zuchwale. Remisowali z Juventusem Turyn, AC Milanem, Paris Saint-Germian,
Anderlechtem Bruksela, Zenitem Sankt Petersburg oraz Dynamem Kijów. Rozprawiali się z Evertonem, AZ Alkmaarem i Villarrealem.
BATE od pięciu sezonów –
wliczając bieżący - rokrocznie gościło w fazach grupowych Ligi Mistrzów oraz
Ligi Europy. Z dawnego Bloku Wschodniego taką samą regularnością może pochwalić
się jedynie Szachtar Donieck. Inne opływające w bogactwa firmy z Rosji i
Ukrainy w porównaniu do białoruskiej drużyny do europejskich pucharów zaglądały
tylko okazjonalnie.
A przecież mówimy o zespole,
który pierwszy raz do Champions League wepchnął się jako finansowy autsajder, z
budżetem wynoszącym ledwie 1,5 mln euro. Który debiutując w tym pucharze znajdował
się na najniższej pozycji i miał najniższy współczynnik w rankingu UEFA spośród
wszystkich dotychczasowych debiutantów. Mówimy o ekipie, na którą z wyższością
patrzyło nawet Levski Sofia. Bułgarzy jadąc do Borysowa na rewanżowy pojedynek
eliminacji do LM z lekceważeniem nazwali przeciwników „robotniczym klubem ze
sztucznego państwa”.
Jakby tego było mało, to
Białorusinów do Ligi Mistrzów wprowadził trenerski młokos nad młokosy,
najmłodszy szkoleniowiec w dziejach tego turnieju, który zasiadł na ławce w
rundzie grupowej, 31-letni wówczas Victor Gonczarenko. Nim objął pierwszą kadrę,
sprawował pieczę wyłącznie nad jej rezerwami. Od momentu, gdy został
głównodowodzącym w Borysowie, sięgnął po cztery tytuły mistrzowskie, puchar
oraz dwa superpuchary Białorusi.
BATE to w ogóle na własnym podwórku
niezwyciężona forteca. Mistrzostwa od sześciu sezonów kolekcjonuje seryjnie. Na
przestrzeni 14 lat na miejscu niższym niż drugie uplasował się raptem dwukrotnie.
To również zespół ze skromną historią. Założony w 1973 roku, jako reprezentant
zakładu robotniczego (BATE to akronim od słów „Borisov Works of Automobile and
Tractor Electric Equipment”, co oznacza – „Borysowski Zakład Samochodowy i
Traktorowych Urządzeń Elektrycznych”), szybko piął się po ligowych szczeblach.
W 1976 triumfował w białoruskiej lidze ZSRR. W rozgrywkach zwyciężał jeszcze
dwa razy, jednak w 1981 został rozwiązany.
Reaktywacja nastąpiła w nowej
rzeczywistości – w niepodległej Białorusi. Wskrzeszone w 1996 roku BATE
wystartowało w trzeciej lidze, a dwie wiosny później było w pierwszej. Startując
w najwyższej klasie rozgrywkowej zajęło drugą pozycję. W następnym sezonie nie
miało sobie równych, w cuglach zdobyło mistrzostwo, notując jedną porażkę.
Protoplastą pierwszych sukcesów zespołu
był Yuri Puntus. Do Borysowa przybył z odległej rosyjskiej wyspy, położonej
gdzieś na końcu świata. Pomagał tam w prowadzeniu drużyny z małej rybackiej
wioski o nazwie Rybak Starodupskoye. Samodzielnie dowodził jedynie drugoligowcem
z Rosji, który istniał zaledwie pięć lat. Nikłe doświadczenie nie przeszkodziło
w wygraniu ligi.
Dziś BATE to społeczny fenomen.
Nie tylko pierwszy białoruski klub, który awansował do Ligi Mistrzów, lecz
także pierwszy, który podniósł poziom piłki nożnej w kraju do rangi zjawiska masowego.
Zdaniem tamtejszych ekspertów dzięki piłkarzom z Borysowa zainteresowanie
futbolem wzrosło wielokrotnie. Ich sukcesy otworzyły umysły Białorusinów na tę
dyscyplinę. Mecze ekipy Gonczarenki ogląda więcej widzów niż spotkania
reprezentacji. Po bilety ustawiają się tysiące ludzi, kolejki do kas zazwyczaj sięgają
kilkuset metrów. O wejściówki ciężko, a u „koników” cena dochodzi do 200
dolarów.
BATE powinno zatem stanowić
doskonałą ilustrację dla polskich prezesów, jak wzorowo kierować zespołem i uzyskiwać
tak znakomite wyniki. Władze drużyny prowadzą oszczędną politykę transferową. Odkąd
zaczęli notorycznie gościć wśród europejskiej elity, na transfery przeznaczyli
2,7 miliona euro (sama Legia w sezonie 2010/2011 na nowe nabytki roztrwoniła prawie
3,5 mln). W trakcie ostatniego okienka transferowego nie wydali na wzmocnienia
nawet złamanego grosza.
W Borysowie stawia się przede
wszystkim na rodaków. Kiedy ekipa rozpoczynała pierwszą przygodę w LM, w kadrze
znajdowało się raptem paru Rosjan. W ciągu pięciu lat przez zespół przewinęło
się ledwie 12 obcokrajowców, a obecnie jest ich dwóch. W podstawowej jedenastce
regularnie wybiega na murawę dziesięciu Białorusinów. Swój sukces klub opiera
na piłkarskiej akademii, z której pochodzą tak znani zawodnicy, jak: Aleksandr
Hleb czy Vitali Kutuzov. Aktualnie dziewięciu graczy występuje w różnych
sekcjach młodzieżowych, a dziewięciu kolejnych w pierwszej reprezentacji.
Chętnie pouczamy naszego
wschodniego sąsiada jak żyć, czerpać radość i wolność z demokracji. Białoruś natomiast
może nas nauczyć jak grać w piłkę klubową. Jeszcze parę wiosen temu BATE
klepało biedę. Budżet drużyny w przeliczeniu na złotówki wynosił siedem
milionów. Teraz jego kapitał sięga kilkunastu milionów euro. W klasyfikacji UEFA
cały czas pnie się w górę, zajmuje już 68 miejsce, za sąsiadów mając Borussię
Dortmund oraz Lazio Rzym. Dla naszej piłki kopanej to bolesny przykład, jak
niewielkim kosztem można osiągnąć naprawdę wiele.
To może być kwestia tego, że tak jak napisałeś są królami swego podwórka. U nas nie ma takiego zespołu co by mógł zgarniać wszystkie narodowe talenty i trzymać w jednym klubie, wszelkie bogactwo rozchodzi się na kilka klubów. Może gdybyśmy połączyli Wisłę, Lecha i Legię w jeden klub to by coś z tego było. Z drugiej zaś strony w naszym kraju jest większe zainteresowanie Piłką..
OdpowiedzUsuń