Wirus
Ebola w trzech afrykańskich państwach spowodował śmierć przeszło ośmiu tysięcy
osób. Przyczynił się także do odebrania Maroku organizacji Pucharu Nardów
Afryki, które chciało turniej przełożyć na następny rok. Mistrzostwa kontynentu
przeniesiono jednak do miejsca, gdzie zginęło ponad sto tysięcy ludzi, a jedna
trzecia mieszkańców uciekła i gdzie dokonywano publicznych egzekucji na
stadionie piłkarskim przy akompaniamencie muzyki.
Stany Zjednoczone
futbolu
Gwinea
Równikowa miała stać się Katarem Czarnego Lądu. To jedno z najmniejszych
państewek w Afryce - jego populacja przekracza nieznacznie
700 tysięcy, a powierzchnia to niespełna 30 tysięcy metrów kwadratowych –
miało stać się krainą mlekiem i miodem płynącą, kiedy w połowie lat dziewięćdziesiątych
odkryto tam potężne złoża ropy naftowej. Gwinea Równikowa przypomina tymczasem
kraj bogactwa nielicznych i nędzy większości. Rozwarstwienie finansowe jest tak
duże, że w regionie, gdzie średnia dochodów na rok wynosi 36 tysięcy dolarów na
głowę – najwyższa na kontynencie - 75 procent mieszkańców żyje w skrajnej
biedzie, za mniej niż dolara dziennie.
Elity
stać natomiast dosłownie na wszystko. Prezydent,
Teodoro Obiang Nguema Mbasogo, zafundował sobie trzynaście rezydencji, które
zmieściłyby nawet 50 tysięcy ludzi. W stolicy, Malabo, z okazji przewodniczenia
Unii Afrykańskiej, wybudował kompleks biur i sal konferencyjnych za 600
milionów dolarów, a każdy z przyjezdnych do własnej dyspozycji otrzymał osobny
apartament z basenem. Na amerykańskich kontach rodzina prezydencka zgromadziła
700 milionów dolarów. Jego syn Teodorin, wiceprezydent oraz minister rolnictwa
i leśnictwa, w Kalifornii w okolicy, w której mieszka m. in. Mel Gibson,
posiada luksusową willę wycenianą na 35 milionów dolarów. Oprócz tego dzieła
sztuki warte 18 milionów, kilkadziesiąt samochodów takich marek jak Ferrari,
Porsche, Maserati, Bugatti, Bentley, Aston Martin czy Rolls-Royce oraz jacht
kosztujący pół miliarda.
Wraz
ze wznoszeniem pałaców oraz życia z coraz większą rozrzutnością i w obrzydliwym
wręcz luksusie, ruszyło fundowanie futbolu oraz budowanie drużyny piłkarskiej,
którą stawiano z równie przesadnym przepychem.
Do
ligi wpompowano półtora miliona dolarów. Aby
stworzyć konkurencyjną reprezentację naturalizowano na prawo i lewo zawodników.
Za przyjęcie obywatelstwa oferowano 200 tysięcy dolarów, a za rozegrany mecz
kolejne dziesięć tysięcy. Za zwycięstwo
w sparingu z Hiszpanią proponowano 7 milionów premii. Za wygraną w otwierającym
Puchar Narodów Afryki w 2012 roku mecz z Libią gracze mieli dostać milion euro
do podziału, a dodatkowe 20 tysięcy dolarów za każdego strzelonego gola.
W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że Gwinea Równikowa
graniczy z samą Brazylią. Ściągali stamtąd futbolistów w takich ilościach, w
jakich pozostałe kraje importują kawę. Kiedy grali w kwalifikacjach do PNA 2013
z Demokratyczną Republiką Kongo, wystawili w podstawowej jedenastce dziewięciu
Brazylijczyków. Trener przeciwników, Claude Le Roy, stwierdził potem, że Gwinea
zachowuje się tak, jakby była Stanami Zjednoczonymi futbolu.
To dzięki Brazylijkom damska drużyna narodowa dwukrotnie
zdobyła mistrzostwo kontynentu. Męska ekipa o porównywalnych sukcesach na razie
może pomarzyć. Występowała jedynie jako gospodarz w Pucharze Narodów Afryki
sprzed dwóch lat. W jej pierwszej jedenastce nie wybiegł żaden rodowity
Gwinejczyk, w kadrze łącznie znalazło się 12 naturalizowanych zawodników, a
dowodził nią również obcokrajowiec - Francuz Henri Michel.
Pan życia i
śmierci
Dzisiaj reprezentacją kieruje Argentyńczyk Esteban Becker,
człowiek, który żeński zespół doprowadził do triumfu w
kobiecym Pucharze Narodów Afryki w 2012 roku. Szkoleniowcem drużyny narodowej
został na trzy tygodnie przed turniejem, zastąpił zwolnionego Hiszpana Andoniego Goikoetxeę. W krainie, gdzie
jedyna władza pochodzi od głowy państwa, to on sam decyduje nawet o tak
prozaicznych rzeczach, jak wybór selekcjonera.
Teodoro
Obiang Mbasogo jest jednym z najdłużej panujących prezydentów
na globie. Zawsze zajmuje zaszczytne miejsca w rankingach klasyfikujących
największych tyranów na kuli ziemskiej. Choć wciąż mu daleko pod względem
okrucieństwa i bezwzględności do wuja, Francisko Maciasa Nguema, od którego
przejął władzę. Despoty, który zarządzał państwem w latach siedemdziesiątych.
Jego tyrania stała się tak krwawa, że jedna trzecia mieszkańców uciekła z
kraju. Mówi się o setkach tysięcy zgładzonych. Ludzi kazał rozstrzeliwać
publicznie na plażach lub stadionie piłkarskim, czasami przy akompaniamencie
muzyki. Gdy postępująca paranoja przyczyniła się do tego, że zaczął eliminować
członków rodziny, został pozbawiony urzędu i zabity.
Miał
go zastąpić nowy, lepszy prezydent, ale również i to okazało się pobożnym
życzeniem. Teodoro
Obiang Mbasogo rządzi żelazną
ręką, niewzruszony na opozycję polityczną – opozycjonistów
zgniata niczym nic niewarte paprochy, torturuje, porywa, morduje – terror i
korupcja to jego drugie imiona, a malwersacje, wymuszenia oraz
sprzeniewierzenia są na porządku dziennym.
A jego panowanie zdaje się nieograniczone. Lokalne radio w
2003 roku oznajmiło, że prezydent znajduje się w stałym kontakcie z
Wszechmocnym, że jest niczym Bóg w niebie, że dzierży władzę nad wszystkimi
ludźmi, bogactwami oraz rzeczami w kraju – Państwo to ja - mówił. Może decydować
o życiu i śmierci każdego i nie pójdzie za swoje uczynki do piekła, ponieważ to
sam Stwórca przez niego przemawia i daje mu siłę. W wyborach prezydenckich w
2009 roku otrzymał 96% poparcia. Niektórzy głosowali z niemal do głowy przystawionymi
karabinami, jeszcze inni oddawali głosy za całe wioski.
Władza ma monopol na telewizję i informacje. W regionie nie
ma wolnych stacji telewizyjnych, a oprócz tej we władaniu państwa, istnieje
jedna prywatna, którą posiada najstarszy syn prezydenta. Niezależna prasa jeśli
istnieje, to znajduje się w opłakanym stanie finansowym i wydaje się ją
sporadycznie. Pozostałe należą do sojuszników rządu i stosują cenzurę. Decydenci
starają się także kontrolować stacje i lokalne witryny internetowe. Na czas
wyborów zablokowano Facebook i portale antyrządowe. Do dzisiaj dostęp do nich
jest ograniczony. Minister nauki i edukacji ostrzegał w wywiadzie dla miejscowej
rozgłośni, że jakikolwiek przejaw krytyki będzie traktowany jak akt terroryzmu.
Przyjezdni reporterzy są stale obserwowani. Turyści nie mogą korzystać z map
albo robić zdjęć bez zezwolenia, kamery są rekwirowane zaraz po przylocie.
Pod uciskiem takiej dyktatury ciężko zwracać uwagę na absurdy
rządzące tamtejszym futbolem. A tam piłkarska niedorzeczność goni piłkarską
niedorzeczność. W kadrze narodowej niewielu zawodników łączą jakiekolwiek więzi
z Gwineą Równikową. Urodzeni w zupełnie innych zakątkach planety, jak chociażby
Brazylia czy Hiszpania, bez szans na grę w reprezentacjach, przybywają do tego
środkowoafrykańskiego kraju i występują potem dla niego w meczach
międzypaństwowych. Do tej pory naturalizowano tam 38 Brazylijczyków, 23
Kameruńczyków, 10 Kolumbijczyków, 5 Nigeryjczyków, 4 Senegalczyków i
Burkińczyków, 3 Ghańczyków oraz Iworyjczyków, 2 Hiszpanów i po jednym graczu z
Mali, Liberii oraz Kongo.
Żeby utrudnić proces rozpoznania, ilu zawodnikom wręczono
paszporty, wraz z obywatelstwem otrzymują oni nazwiska pasujące do miejscowych.
W sierpniu ubiegłego roku Gwinea Równikowa została jednak wyrzucona z
eliminacji do mistrzostw Czarnego Lądu za umieszczenie w składzie gracz, który
nie miał prawa zagrać. Rok wcześniej w podobny sposób oddała walkowerem dwa
mecze. Najwyraźniej panuje tam taki miszmasz, bo obywatelstwa wręcza się
hurtowo, że sami w tym wszystkim się pogubili. I teraz ta sama rozdająca na
prawo i lewo paszporty Gwinea, ukarana i wykluczona z udziału w kwalifikacjach,
dostała turniej do organizacji.
Tajemnica poliszynela
Skład Gwinei Równikowej zazwyczaj przypomina zupę, w której
wymieszano składniki pochodzące ze wszystkich stron świata. Moglibyśmy w niej odnaleźć
Kolumbijczyków, Hiszpanów, Kameruńczyków, Senegalczyków, Ghańczyków,
Iworyjczyków, Nigeryjczyków czy Liberyjczyków. W obecnej 23-osobowej
kadrze znalazło się 14 piłkarzy, którzy urodzili się w Hiszpanii. W tym
czterech reprezentujących tamtejsze młodzieżówki bądź drużyny rezerw.
To będzie turniej absurdów nie tylko ze względu na zespół Beckera.
Raptem dwa stadiony w Gwinei spełniają wymogi, by zorganizować rozgrywki takiej
rangi. Na pozostałych, które będą gościć uczestników, brakowało miejsc
siedzących, reflektorów i odpowiednich boisk. To na nie niedawno przywieziono z
Europy nową murawę.
W dwóch z czterech wyznaczonych na organizatorów miast jest
problem z zakwaterowaniem, ponieważ posiadają one po jednym hotelu. Nic to
dziwnego w państwie - jednym z najbardziej skorumpowanych na świecie – gdzie, co
piąte dziecko umiera nie doczekawszy piątych urodzin, średnia długość życia
wynosi 51 lat, prądu i bieżącej wody nie posiada ponad połowa populacji i mają zaledwie
700 kilometrów dróg.
W kraju, gdzie – co trzeba podkreślić – roczny dochód opiewa
na trzy miliardy. Oczywiście należy to do jednych z tajemnic państwowych.
Tajemnicą jest również to, dlaczego na gospodarza Pucharu Narodów Afryki
wybrano krainę, która przyjezdnych mogłaby witać szyldem – „Witajcie w piekle”.
Ale mistrzostwa były fajne, ale momentami też dramatyczne, na przykład kiedy wbili kibice na murawę.
OdpowiedzUsuń