Młodzi
chłopcy, wszyscy poniżej 15 roku życia, uganiali się za piłką na plaży w
Strefie Gazy, gdy pierwszy pocisk uderzył. Zaczęli uciekać. Drugie uderzenie
zabiło czterech z nich. 9-latek, dwóch 10-latków i 11-latek należeli do rodziny
Bakr. Miesiąc później przyjaciele i najbliżsi na tej samej plaży zorganizowali
symboliczny mecz. Bo futbol w Palestynie to coś więcej niż sprawa życia i
śmierci.
To
był pierwszy tak poważny turniej Palestyny, odkąd dołączyli w 1998 roku do
szeregów FIFA. Przegrali wszystkie trzy pojedynki w fazie grupowej, zdobyli
raptem jedną bramkę, ale mogą się uważać za największych zwycięzców
tegorocznego Pucharu Azji. To piłkarska opowieść, w której nie o samo
wygrywanie chodzi.
Nie jesteśmy terrorystami
To
walka w duchu uczciwej sportowej rywalizacji o wyższe cele – o suwerenność,
rozpoznawalność w świecie i własną tożsamość narodową. „To dla nas bardzo
ważne, nawet jeśli nie zmieni to naszej sytuacji. Pokazuje bowiem, że na
świecie – przynajmniej w Azji – rozpoznaje się Palestynę” – o udziale swojej
ojczyzny w azjatyckich mistrzostwach opowiadał na łamach „The Guardian” Ibrahim
Alyan, student.
Połowa
planety nie uznaje jej niepodległości, druga połowa jeszcze się nie zdecydowała.
ONZ traktuje ją jako państwo-obserwatora, przyznając niepodległość wyłącznie w
strukturach swojej organizacji. Część akceptuje jedynie Palestyńskie Władze
Państwowe, a nie państwo palestyńskie. Futbol ma tam zatem znacznie szerszy
wymiar. Bo miejscowi podkreślają, że nie ma u nich piłki bez polityki oraz
polityki bez piłki. To wielowymiarowa, nierozerwalna całość, to nie tylko
spotkania, punkty, gole, to również życie i sytuacja kraju.
Nadim
Barghouti, obrońca, w 2011 roku mówił: „Ludzie znają Palestynę dzięki reprezentacji.
To najlepszy sposób, by udowodnić reszcie świata, że jesteśmy ludźmi. Nie
jesteśmy terrorystami. Niegdyś wszyscy myśleli, że Palestyńczycy rzucają
kamieniami. Uważam graczy za żołnierzy bez broni. Gramy o naszą wolność ”.
Reprezentacja pod okupacją
Jest
na tym łez padole taka kraina, gdzie zawodnicy drużyny narodowej trenują
oddzielnie, niby w tym samym państwie, lecz nie widują się na co dzień,
spotykają się i ćwiczą razem najczęściej dopiero przed turniejami jak ten na
Malediwach czy Puchar Azji w Australii. Jest taki rejon, gdzie piłkarze oraz
trenerzy każdego dnia muszą mierzyć się z problemami niewyobrażalnymi dla
reszty świata.
Treningi
są nader często odwoływane, gdyż graczy przetrzymuje się przez wiele godzin w
punktach kontrolnych. Dostanie się z przybrzeżnej, niezależnej Stefy Gazy do
śródlądowego, nadzorowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu stało się niemal
niemożliwe. Selekcjoner, Ahmed al-Hassan zwierzał się wywiadzie dla „Washington
Post”: „Nie potrafię zebrać ich w jednym miejscu. Ci ze Strefy Gazy nie docierają
do Zachodniego Brzegu i na odwrót. Mam podopiecznych w innych ligach, którzy
nie mogą tutaj się zjawić”.
„Jesteśmy
jedynym zespołem na Ziemi, który gra, będąc pod okupacją” – żalił się
Abdelhamid Abuhabib. Zawodników nie wypuszcza się bowiem poza tereny kraju, pod
byle pretekstem odmawia się im wiz i podróży zagranicznych. Palestyna nie posiada
choćby jednego lotniska, toteż zdani są oni na łaskę lub niełaskę sąsiednich
państw.
W
czerwcu 2004 roku jechała do Uzbekistanu jako lider grupy eliminacyjnej do
mistrzostw w Niemczech. Kilka dni przed meczem pozwolenia na wyjazd nie
otrzymało jednak paru kluczowych futbolistów. Ledwo udało się im uzbierać
jedenastkę, dlatego reprezentacja przegrała gładko 0-3. W 2007 została
wykluczona z kwalifikacji do mundialu w RPA, ponieważ nie pozwolono jej
wyjechać na spotkanie z Singapurem. W 2008 zawodnicy nie mogli udać się na
turniej do Indii, który wyłonił uczestnika Pucharu Azji. Na mecz eliminacyjny
do Igrzysk Olimpijskich w Londynie z Tajlandią rozgrywany na Zachodnim Wybrzeżu
nie przybyło ośmiu kadrowiczów ze Strefy Gazy, czyli połowa podstawowego
składu. A ówczesny szkoleniowiec, Mokhtar Tilili, na stadion dojechał dopiero
na dzień przed spotkaniem.
Piłkarze-terroryści
Kiedy
te metody nie skutkują, piłkarzy z niewiadomych przyczyn zatrzymuje się na
granicy izraelskiej, czasami katuje, okalecza albo po prostu morduje.
Mahmoud
Sarsak, członek drużyny olimpijskiej, miał być gwiazdą Palestyny. Dzisiaj prowadzi
budkę z żywnością w Londynie, gdzie sprzedaje falafele. W 2009 został aresztowany
oraz skazany na trzyletnią odsiadkę bez postawienia zarzutów i procesu.
Podejrzewano, że był powiązanym z islamską organizacją bojownikiem, który
niegdyś podłożył bombę, raniąc wojskowego. Później podejrzenia okazały się bezpodstawne.
W
więzieniu był bity i torturowany. Przez dziewięćdziesiąt dni głodował. Uwolniono
go, gdy stracił połowę swojej wagi, a w jego sprawie interweniowali Sepp
Blatter oraz Michel Platini. Z aresztu wyszedł jako kaleka. O ponownej grze w
piłkę nie ma mowy.
Uprawiać
futbolu nie będą już nigdy również dwaj podobno uzdolnieni juniorzy. W ubiegłym
roku izraelscy żołnierze kilkakrotnie postrzelili ich w nogi oraz ręce,
strzelali bez ostrzeżenia. Jednego z młodzieńców uderzyli w głowę kolbą
karabinu, złamali nogę i zranili w obie stopy. Drugi otrzymał paręnaście kulek
w ręce oraz kolana. Oprawcy znęcając się nad nimi, cały czas ponoć sobie
żartowali i zanosili się śmiechem. Stwierdzili potem, że dwóch młodych mężczyzn
niosło ze sobą ładunek wybuchowy.
Sześć
lat temu podczas operacji „Płynny Ołów” wymierzonej w członków Hamasu zginęło
trzech graczy. Wcześniej we własnym mieszkaniu, w który trafił pocisk, zmarła
legenda palestyńskiego futbolu Ahed Zaqout. W 2004 roku oddziały izraelskie zamordowały
utalentowanego pomocnika Tariqa al
Quoto.
Pogorzelisko
Kiedy
Palestyna wygrywając turniej w Malediwach, zapewniła sobie udział w Pucharze
Azji, kraj szalał ze szczęścia. Dwa miesiące później konflikt
izraelsko-palestyński rozgorzał na nowo. Pochłonął ponad dwa tysiące istnień, w
tym 26 sportowców.
Występując
w Palestynie nie chodzi tylko o strzelanie goli, ale także o przetrwanie. Tam
śmierć może dosięgnąć każdego, nawet dzieci uganiające się za piłką na plaży.
Palestyńczycy zmagają się zatem z problemami gdzie zagrać, z kim i czym, czy
będzie bezpiecznie, czy wrócą do domów w jednym kawałku. Życie graczy wygląda
tak, jakby na szali postawić wolność i radość, którą czerpią z samej gry oraz śmierć
od kuli bądź pod gruzami. Szala często przechyla się to w jedną, to w drugą
stronę, rzadko kiedy panuje równowaga i spokój.
Bombardowania
i ataki rakietowe są na porządku dziennym. Z tego powodu reprezentacja swoje
mecze rozgrywa najczęściej poza granicami państwa. Na wyremontowanym w 2008
roku stadionie narodowym w Al-Ram odbyły się zaledwie dwa spotkania. Arenę w
Strefie Gazy zbombardowano w 2006 roku i do tej pory na środku boiska zieje gigantyczny
krater. Były plany, żeby obiekt odbudować, lecz w 2012 został ponownie
ostrzelany.
Wróg u bram
W
Palestynie wszyscy wiedzą, kto stoi za atakami. Tamtejsze władze wystosowały nawet
prośbę do FIFA – na razie bezskuteczną - by ta przyjrzała się naruszeniom,
jakich dopuszcza się ich sąsiad. Ich zdaniem Izrael nie chce reprezentacji i piłki
nożnej w tym kraju, tak jak nie chce odrodzonej Palestyny. A Izrael z kolei
utrzymuje, że tamtejsi zawodnicy używają futbolu tylko jako przykrywki, bo w
rzeczywistości wspierają każdy akt agresji wymierzony w niego.
Wojna
izraelsko-palestyńska ma zatem jeszcze jeden wymiar - ten piłkarski. Mówi się,
że to Żydzi stoją za śmiercią Aheda Zaqouta. Tak samo zresztą, jak za
wtrąceniem do więzienia Mahmouda Sarsaka, ponieważ bali się, że stanie się on sportowym
bohaterem. Inne raporty donoszą podobno o procederze niszczenia palestyńskich
klubów, wstrzymywania przyjazdu drużyn zmierzających do Palestyny oraz
niewypuszczania poza granice na ważne spotkania kluczowych zawodników.
Palestyńczycy
wszędzie dookoła poszukują wrogów, ale sami sobie również nie ułatwiają
sytuacji. Na turniej do Australii nie poleciał Sameh Mar’aba, gdyż został
zatrzymany na osiem miesięcy za pomaganie Hamasowi. Zeznał, że w Katarze
przyjął dużą sumę pieniędzy, telefon komórkowy oraz wiadomości, które miał przekazać
potem aktywistom organizacji w mieście Qualqilya na Zachodnim Brzegu.
Palestyna
podzielona jest ponadto między dwie frakcje polityczne – wspomniany Hamas
rządzący w Strefie Gazy oraz Fatah urzędujący na Zachodnim Wybrzeżu. Dwie
oddzielne części tego samego maciupeńkiego państwa posiadają niezależne od
siebie rozgrywki, innych piłkarzy, odmiennych trenerów, sędziów i zarząd.
Zapętleni
w piekielnej rzeczywistości nieustannych, krwawych konfliktów, zamachów bombowych,
porwań i zabójstw, występują jedynie wtedy, kiedy w powietrzu nie fruwają
rakiety, w czasie wolnym od wojen – pełnych sezonów w ligach istniejących od
końca lat siedemdziesiątych rozegrano nie więcej niż kilkanaście - gdy uda się
zebrać zespół i wyjechać za granicę na mecz. To ekipa doświadczona piętnem
potwornej realności jak żadna inna, przed którą ciągle piętrzą się przeszkody,
a przeciwnościom losu nie ma końca. W tej przerażającej historii rodem z
jakiegoś horroru, pojawiło się jednak parę piękniejszych chwil. Udział w
Pucharze Azji pokazał, że w tym niemającym sensu pokazie przemocy, niezależnie
od racji jednych i drugich, choć raz wygrał futbol.
Fajnie, że nawet w krajach dotkniętych wojną ludzie próbują grać w piłkę:)
OdpowiedzUsuń