„Gdy
ludzie umierają, to nie jest łatwe, by pracować dalej. Musimy zdać sobie
sprawę, że nie ma ważniejszej rzeczy od ludzkiego życia” – mówił dziennikarzom
BBC Dmytro Czyhrynski, gracz Szachtara. Współczesna Ukraina w niczym już nie
przypomina tej sprzed dwóch lat, tętniącej życiem i futbolową pasją. Obecnie
jej wschodnie rubieże przypominają raczej cmentarzysko, a stadiony są
zniszczone i opustoszałe.
Był
drugi maja. W Odessie miejscowy Czernomorec szykował się na pojedynek z Metalistem
Charków. Zanim jednak do niego doszło, fani zorganizowali pokojowy marsz
poparcia dla Ukrainy, co po listopadowych wydarzeniach na Majdanie stało się
tradycją przed każdym ligowym spotkaniem. Ale tego dnia, tak jak zresztą w kilku
poprzednich, w tym nadmorskim mieście w powietrzu wyczuwało się napięcie.
Uczestnicy marszu jeszcze nie zdawali sobie sprawy, że idąc ku arenie, lada
moment zostaną zaatakowani przez agresywnie zachowujących się zwolenników
Rosji. Nie wiedzieli, że pokojowy marsz wkrótce stanie się spektaklem
nienawiści i przemocy, krwawą jatką.
Naoczny
świadek opowiadał potem, że pierwszy zginął młody fan piłki nożnej, kibic.
Dostał kulkę w klatkę piersiową. Zmarł na miejscu. Początkowa bijatyka szybko
przerodziła się w strzelaninę i ogarnęła całą miejscowość. Tego dnia w Odessie
zginęło łącznie 46 osób. Zwolenników i przeciwników Euromajdanu. Do dzisiaj
rosyjsko-ukraiński konflikt pochłonął ponad dwa tysiące istnień. Śmierć we
wschodniej części kraju stała się zwykłą codziennością. Śmierć swoimi ramionami
otuliła również sympatyków futbolu. A wojenny chaos wdarł się do klubów i na obiekty
piłkarskie.
W wojennym kotle
Dwa
lata temu prawie milionowy Donieck tętnił życiem jak nigdy. Aktualnie to metropolia
zniszczona i wymarła. Według opowieści lokalnych ludzi to miasto duchów. Dwa
lata temu na ulicach Doniecka można było spotkać sympatyków piłki kopanej z
niemal całej Europy. Teraz, jak pisał niemiecki reporter na łamach „Der
Spiegel”, prędzej znajdziemy tam martwych ludzi. Śmierć bowiem czyha na progu,
kula może dosięgnąć każdego, a mieszkańcy, nieufni nikomu, chowają się w
prowizorycznych schronach. Dwa lata temu miasto wrzało, śpiewy i kibicowskie
przyśpiewki nie ustawały. Dzisiaj nie ma tam prądu, bieżącej wody, a rebelianci
wyłączyli wszystkie ukraińskie stacje telewizyjne.
Jeszcze
dwa lata temu stadion Donbass Arena wyglądał na supernowoczesny, obecnie zaś przypomina
opuszczony i zrujnowany gmach. Straszy wyglądem i podkreśla, że spór dotyczy
wszystkich, nawet tych wyczynowo uprawiających piłkę. Zawodnicy, trenerzy oraz
szefostwo Szachtara przebywają w oddalonym o setki kilometrów Kijowie, a mecze
ligowe klub rozgrywa we Lwowie. Na pierwsze ich spotkanie w tym sezonie
przyszło około 5 tysięcy sympatyków.
Póki
co średnia widzów na obiektach wynosi niecałe 8 tysięcy. W poprzednich latach wahała
się w granicach 11-12 tysięcy. Szachtar w ubiegłym sezonie oglądało przeszło 30
tysięcy ludzi. W tym to raptem 8 tysięcy. Nawet Dynamo Kijów straciło około 10
tysięcy widzów względem roku poprzedniego. W takich warunkach, w kraju
ogarniętym konfliktem, nie ma mowy o normalnym futbolu.
Dwóch
drużyn - Tawriji Symferopol oraz FC Sewastopolu - z anektowanego przez Rosję
Krymu w szeregach ukraińskiej ligi już nie ma, cztery inne ze wschodnich
rejonów nie mogą grać na swoich stadionach, a dla pozostałych celem nadrzędnym
jest po prostu przetrwanie trudnych czasów. Już ubiegły sezon Ukraińcy ledwo
ukończyli. Ostatnie mecze albo się nie odbywały, albo rozgrywano je przy
pustych trybunach. Bieżący ostatecznie wystartował, lecz przez długi czas nie
było wiadomo, czy w obliczu narastających problemów, w ogóle do tego dojdzie.
Na wojennej ścieżce
Nie
lada wyzwaniem logistycznym było ulokowanie niektórych pierwszoligowców w
bezpiecznych strefach. Wojenna zawierucha nie tylko zmieniła życie miejscowej
ludności, ona cały tamtejszy futbol wywróciła do góry nogami i utopiła w odmętach chaosu. Wspomniany
Szachtar, tak jak pozostałe dwa kluby z Doniecka - Olimpik i Metalurg -
wyprowadziły się do stolicy i Lwowa, pojedynki Zorii Ługańsk odbywają się w
Zaporożu. Podsumowując: łącznie cztery ekipy opuściły region naznaczony sporem,
a dwa kolejne zostały wcielone przez Rosję. Dodając do tego Arsenal Kijów,
który zbankrutował, otrzymamy prawdziwy, niekontrolowany miszmasz.
Nie
można zapomnieć, że strona finansowa zespołów również ucierpiała znacząco. Wielu
bowiem właścicieli - tych zamożnych, zazwyczaj ze wschodniej części państwa,
popierających Janukowycza - zbiegło z kraju, pozostawiając swoje drużyny
własnemu losowi. Siergiej Kurczenko, miliarder, boss Metalistu Charków, uciekł
z ojczyzny w listopadzie 2013 roku i przestał wspierać swój zespół. Wkrótce
odeszli z niego kluczowi gracze, a wraz z nimi dyrektor sportowy, znany z pracy
w Tottenhamie oraz Chelsea, Frank Arnesen.
Taki
masowy exodus zawodników nie nastąpił jedynie w Charkowie. Dla przykładu: z
Chernomorca Odessa odeszło ich pięciu. W tym przypadku głównym powodem nie były
pieniądze, a raczej obawa o własne bezpieczeństwo. Bo strach zadomowił się nie
tylko w umysłach Ukraińców, zwykłych obywateli, ale także zajrzał prosto w oczy
obcokrajowcom, gwiazdom tamtejszych ekip.
Gdy
w lipcu pięciu Brazylijczyków i jeden Argentyńczyk z Szachtara przebywający na
zgrupowaniu we Francji, odmówili wylotu na Ukrainę, to nie dlatego, że takie
było ich widzimisię – Rinat Achmetow oraz Mircea Lucescu winowajcę widzieli w
osobie agenta zawodników, Kia Joorabchiana – lecz dlatego, że niecałe 60
kilometrów od Doniecka zestrzelono malezyjski samolot, a kilkadziesiąt dalej
trwały regularne walki.
Inny
z Brazylijczyków, Edmar, który przyjął obywatelstwo Ukrainy, zdaniem mediów
otrzymał w lipcu powołanie do armii. Boisko miał niebawem zamienić na front
wojenny. Informacje te okazały się jednak nie do końca rzetelne i sam zawodnik
nie musiał stawić się w wojsku. Piłkarz, który miał zostać żołnierzem,
pozostanie - przynajmniej na razie - nadal piłkarzem. Obrazuje to, jak dalekie
od normalnych są tam nastroje.
Futbol w czasach wojny
Na
Ukrainie futbol, polityka, media i inne aspekty życia stanowią system naczyń
połączonych. Siergiej Sapsay, kibic Worskły Połtawa, klubu, którego prezydent został
zastrzelony we własnym domu, stwierdził na łamach serwisu theeurodaily.com, że
w jego ojczyźnie nie ma piłki bez polityki. Bo oligarchowie, będący ważnymi
figurami na scenie politycznej, decydują nie tylko o losach swoich zespołów,
ale pośrednio również o losach całego państwa. Toteż samemu futbolowi przypisują
istotną rolę. Chyba zbyt istotną.
Szef
Dynama Kijów, Ihor Surkis, w kwietniu w magazynie „World Soccer” głosił:
„Sądzę, że piłka potrafi zjednoczyć nasze państwo. Wszyscy chcemy żyć w
przyjaznym kraju. Jestem pewien, że może ona zapewnić nam środki, by tego
dokonać”. Nie sądził chyba, że to, co wtedy przypominało dopiero zarzewie
konfliktu, przybierze wkrótce formę ustawicznych, krwawych walk.
Bo
w rejonach, gdzie miasteczka wyglądają na wymarłe, z doszczętnie zniszczonymi domami,
dziurami wielkości kraterów na ulicach, gdzie mieszkańców się porywa, torturuje
lub morduje, gdzie nie posiadają wody i prądu, telefony nie działają, a w
powietrzu na każdym kroku czuć zapach śmierci, futbol jest z pewnością ostatnią
rzeczą o jakiej się myśli. Piłka nożna nie ma i nie będzie miał wpływu na to,
czy ta wojna już się zakończyła i rzekomy rozejm okaże się trwały. Przynajmniej
trwalszy niż niektóre z zapewnień Putina i jego świty, które często były tylko
słowami rzuconymi na wiatr.
Obserwując
to, co dzieje się na Ukrainie, ogarnia mnie zwyczajna bezsilność. Bezsilność,
że człowiek po raz kolejny sięga po środki ostateczne. Dwa lata temu ukraińska
ziemia radowała się piłkarskim świętem, bezprecedensowym w jej historii. Obecnie
łzy szczęścia ustąpiły łzom smutku, a ta przesiąknięta teraz nienawiścią,
strachem i przemocą ziemia spływa krwią. Kluby, trenerzy i piłkarze próbują
zachować resztki normalności w miejscu, gdzie o normalność dzisiaj tak
szczególnie trudno. Futbol nie ma tam już jakiegokolwiek znaczenia. Nie w regionach,
gdzie zginęło prawie trzy tysiące ludzi.
bezsilność ale i brak zrozumienia. po co to komu? mało mamy doświadczeń z drugiej wojny? Putin to sadysta
OdpowiedzUsuń