Przeżyło
dwie wojny oraz niezliczoną ilość zamachów bombowych, przez kilkanaście lat
permanentnie niszczone i niemal zrównane z ziemią, w 2003 roku dochowało się
niechlubnego tytułu najbardziej zrujnowanego miasta na planecie. Dziś Grozny to
już zupełnie inne miejsce, to jak bilet do innego świata. A w parze ze
wskrzeszaniem z martwych całej krainy, szło także stawianie na nogi
piłkarskiego klubu.
Soczi
nie była pierwsza i jedyna na odległym Kaukazie. Putin nie zaczął stawiać
swojego sportowo-infrastrukturalnego imperium od gospodarza tegorocznych
Zimowych Igrzysk Olimpijskich i na nim z pewnością nie poprzestanie, kiedy za
pasem mundial w Rosji. W nieodległej Machaczkale wielomilionowa futbolowa
inwestycja jednak upadła, gdy z finansowania wycofał się Sulejman Kerimow. To,
co nie powiodło się w Dagestanie, na razie udaje się w pobliskiej Czeczenii, w
Groznym. Tam, tak jak w Soczi wioska olimpijska, miasto powstało niemal od
podstaw. I identycznie - od zera - budowano również Terek.
Feniks Putina
Wojny
z Rosją doszczętne zniszczyły Czeczenię, a samo Grozny znajdowało się w stanie
agonalnym. Terek zaś na początku lat dziewięćdziesiątych zmuszony był do
znalezienia bezpieczniejszego regionu niż swój macierzysty. Mecze „u siebie”
rozgrywał więc na stadionie w oddalonym od prawie 300 kilometrów Piatigorsku.
Kiedy w 1994 roku Jelcyn zarządził inwazję na zbuntowany obszar, koniec zdawał
się bliski. W następnym roku piłkarskie życie zakończył klub.
Niespodziewany
powrót do świata żywych nastąpił już sześć wiosen później. Podobnie zresztą jak
całej krainy. Od momentu ugody z Putinem, który umieścił tam prorosyjskiego prezydenta,
Achmata Kadyrowa, rozpoczęła się odbudowa Groznego i Tereku. Miasto piękniało w
oczach, ale drużyna przeżywała wzloty i upadki.
Na
przestrzeni paru lat Grozny stało się metropolią odrodzoną, z luksusowymi
apartamentowcami i wieżowcami sięgającymi nieba, z wybudowanymi na nowo
sklepami, eleganckimi restauracjami, odnowionymi parkami, odrestaurowanymi
kamienicami i osiedlami, z kilometrami nowiuteńkich dróg i nowoczesnymi
mostami. Terek w tym czasie dwukrotnie awansował do pierwszej ligi, raz zaznał
goryczy spadku, lecz obecnie jest na fali wznoszącej. Z sezonu na sezon pnie
się coraz wyżej w tabeli, a od 2011 roku gra na nowym, trzydziestotysięcznym
obiekcie.
Tego
procesu stopniowej rekonstrukcji stolicy Czeczenii i zespołu nie zakłócił nawet
udany zamach na Achmata Kadyrowa - w 2004 roku zginął na stadionie podczas
obchodów - bo schedę po nim przejął jego syn, Ramzan, który kontynuuje dzieło
zapoczątkowane przez ojca. Jeszcze tego samego roku Terek świętował swój
największy jak do tej pory sukces piłkarski – zdobycie Pucharu Rosji. Po raz
pierwszy dokonała tego drużyna spoza pierwszej ligi, w finale pokonując Krylię
Sowietow 1:0, chociaż wielu do dziś twierdzi, że triumf ekipy z Groznego był
podarunkiem od władz. W samej Czeczenii sukcesu nie świętowano hucznie, gdyż doskonale
wiedziano o koneksjach z Moskwą.
Nie
byłoby bowiem ponownych narodzin miasta i osiągnięć drużyny, gdyby nie dotacje
od parlamentu - podobno każdego roku z państwowej skarbnicy trafiają tam
miliardy. To Putin doprowadził do sfinansowała budowy obiektu. To dzięki
wsparciu rządu Terek mógł pozwolić sobie na zatrudnienie Ruuda Gullita,
pobierającego dwumilionową gażę. Grozny i Terek powstały z popiołów niczym
feniks, ale trzeba wiedzieć, że to feniks, którego w garści trzyma Putin.
Grozny nie taki groźny?
Niektórzy
są święcie przekonani, że Terek w najbliższym czasie, choćby nie wiadomo jak
słaby piłkarsko, nie spadnie z ligi, ponieważ taka jest wola dwóch osób
pociągających za sznurki – głowy państwa i Kadyrowa. A klub, futbol i w ogóle
sport pełnią centralną rolę w odświeżonym wizerunku regionu. Jego prezydent przed
kamerami BBC mówił: „W Europie piszą, że jestem zły, że generalnie cała Rosja
jest zła i że nie ma tutaj normalnego życia, lecz teraz udowadniamy, że w
milionowej republice rozwijamy sport, edukację i kulturę. Budujemy uczciwą
przyszłość”.
Jemu
tak bardzo zależy na futbolu, że niedawno zaprosił do Groznego reprezentację
Brazylii, która w 2002 roku wygrała mistrzostwa w Korei Południowej i Japonii.
W pokazowym spotkaniu naprzeciwko niej stanął zespół posiadający w składzie Lothara
Matthäusa oraz samego Ramzana
w roli kapitana. Zgodnie z jego słowami głównym celem widowiska było
zademonstrowanie, że Czeczeńcy są pokojowym narodem, a ich terytorium wolne od
przemocy.
Te
słowa odbiegają jednak nieco od rzeczywistości. Czeczenia to ciągle nie jest w
pełni bezpieczna kraina, a Grozny może przypominać metropolię wyjętą wprost z
orwellowskiej wizji przyszłości, gdzie wszystkiego, 24 godziny na dobę, pilnuje
oko kamery. Zawodnicy Tereku miasto odwiedzają jedynie w dniu meczów i nigdy
nie wychodzą poza hotel oraz stadion. Na co dzień trenują w oddalonym o 200
kilometrów ośrodku treningowym w Kisłowodzku.
Nad
wszystkim pieczę sprawuje wspomniany Kadyrow, dla którego Terek jest oczkiem w
głowie i miejscem, w którym upust znajdują jego najśmielsze ambicje.
Wielokrotnie głosił, że chce uczynić z niego najlepszy klub w kraju i Europie,
pragnie, aby stał się drugą Chelsea. Ale rezultatów wielkich planów póki co w
ogóle nie widać. Zatrudnienie Gullita okazało się pomyłką, a w zespole wciąż
brakuje rozpoznawalnych w świecie piłkarskim nazwisk, na niczym spełzły m. in. próby
zakontraktowania Diego Forlána.
Dr Jekyll i pan Hyde
Za
rozwój ekipy i całego regionu odpowiada człowiek będący niegdyś rebeliantem.
Zaciekły przeciwnik Rosji w pewnym momencie zmienił jednak strony konfliktu i
zamiast dalej walczyć z rywalem, zaczął z nim wspólnie w Czeczenii władać.
Teraz to do niego w republice należy ostatnie słowo i tylko on posiada zdolność
zamiany słów w czyny.
O
dobro drużyny dba osoba budząca duże kontrowersje. Według jego nieprzyjaciół
publicznie przybiera maskę i dopiero za kulisami władzy pokazuje swoje
prawdziwe oblicze. Dobroczyńcą zespołu jest człowiek przez międzynarodowe organizacje
humanitarne oskarżony o korupcję i stosowanie tortur względem separatystów, a
przez brytyjski wywiad uważany za mordercę politycznych oponentów - w trakcie
jego rządów bez śladu zniknęło już przeszło trzy tysiące ludzi. Nawet wśród
części rodaków ma nienajlepszą opinię, ponoć widzą w nim kapitalistę uległego
Moskwie, truchlejącego na samą myśl o gniewie Putina.
W
swoim królestwie rządzi jednak twardą ręką: decyduje o tym, jak mają się
ubierać kobiety; organizuje regularne obławy na partyzantów; lokalną ludność
podporządkował sobie za pomocą specjalnych oddziałów policji; żeby utrzymać mieszkańców
w ryzach posłuszeństwa serwuje im co jakiś czas drastyczne materiały z
torturowania bojowników.
Klub
wspiera osoba, której plakaty w mieście można spotkać na każdym kroku, której
wybudowany za 50 milionów dolarów pałac to jedna z najpilniej strzeżonych
fortec na globie, nad której bezpieczeństwem czuwają jednostki
antyterrorystyczne OMON, a po ulicach porusza się wyłącznie w towarzystwie
uzbrojonego po zęby konwoju i której bogactwa są wręcz niewyobrażalne - posiada
m. in. flotę aut wartą 2 miliony dolarów, pozłacaną broń oraz prywatne zoo.
Futbol to stan umysłu
I
to wszystko, o dziwo, doskonale wpisuje się w plan Putina. Jonathan Wilson na
łamach „The Guardian” pisał o działaniach prezydenta Rosji, który zachęcał
oligarchów do inwestowania w kluby piłkarskie, choćby znajdowały się one na
drugim krańcu ojczyzny, a na czym w szerszym kontekście miało zyskać państwo i
społeczeństwo. Zamysłem ściśle z tym powiązanym była decentralizacja samego
futbolu, która miała z kolei sprawić, żeby rozwój kraju dokonywał się na całej
jego szerokości i długości.
Patrząc
na obecny układ sił w rosyjskich rozgrywkach, możemy powiedzieć, że jego plan
się powiódł. Monopol moskiewskich ekip, które w ciągu 21 sezonów piętnastokrotnie
wygrywały ligę, został zniesiony. W ostatnich sześciu latach po tytuł
mistrzowski pięć razy sięgały zespoły spoza stolicy. Przyglądając się zaś piłkarskiej
mapie Rosji, zobaczylibyśmy drużyny porozrzucane po całym państwie - od Moskwy,
przez położony na północy Petersburg, wysunięte najdalej na wschód Perm i
Jekaterynburg, po południowe rubieże Kaukazu z Machaczkałą i Groznym.
A
Terek w tej całej politycznej układance Putina zajmuje miejsce szczególne. To
za jego i Kadyrowa sprawą załatwiono pokój oraz równowagę w Czeczenii. Terek to
klub powstały z ruin z woli władz i na ich użytek. Zresztą futbol w Rosji jest właściwie
czymś zdecydowanie więcej niż tylko zwykłą rozrywką i czystą przyjemnością, by
nie napisać za Billem Shanklym, że czymś ważniejszym niż sprawa życia i
śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz