Marzy
o zdetronizowaniu panującego niepodzielnie od wieków w swoim królestwie Seppa
Blattera. Chce wprowadzić pomarańczowe kartki i ławkę kar. Pragnie zreformować
i unowocześnić niereformowalną i skostniałą FIF-ę. Jego rewolucja ma objąć
wszystko i wszystkich: najwyżej postawione osoby i szeregowych pracowników,
najpotężniejsze państwa i te najmniej znaczące oraz najbogatsze i
najbiedniejsze kluby. Wkrótce Jérôme
Champagne może zatrząść poważnie piłkarskim światem.
Gra o tron
„Nie,
nie sądzę” – odpowiadał na pytania dziennikarzy o to, czy może pokonać w walce
o fotel prezydencki obecnie królującego Szwajcara. Jego wypowiedź wywołała
równie dużą konsternację, co oficjalne zgłoszenie swojej kandydatury na półtora
roku przed głosowaniem. Tak dużą, że wielu żurnalistów zaczęło zastanawiać się
w co pogrywa Champagne.
Niektórzy
węszą tu perfidną manipulację, chytrą zagrywkę i łączą niezmiennie z Blatterem
Francuza, niegdyś jego prawą rękę, który pomógł mu zwyciężyć w wyborach w 2002
roku. On sam stanowczo odcina się od takich spekulacji: „Jeśli jestem tutaj, to
nie dla siebie, lecz dla moich pomysłów. Kandyduję, bo wierzę w to, co mówię.
Kandyduję, aby wygrać i wprowadzić w życie moje idee” – wyjaśniał w „The
Guardian”.
Sepp
Blatter i Michel Platini jeszcze nie widzą, czy będą pretendować, tymczasem
Champagne już dawno rozpoczął batalię o tron. Przez 11 lat pracujący w
strukturach FIFA, odstawiony na boczny tor po aferze korupcyjnej, która nawiedziła
organizację w 2010 roku, ostatnio sprawował funkcję niezależnego konsultanta w
newralgicznych dla piłkarskiego świata miejscach, doradzał m. in. federacjom w
Kosowie oraz Palestynie. I nieprzerwanie od 2010 roku głosi potrzebę
radykalnych zmian.
Jeździ
po świecie, odwiedza związki, wspiera, przekonuje do własnych poglądów i koncepcji,
próbuje uzyskać poparcie. W mediach dba o swój wizerunek, dyskutując z żurnalistami
o futbolu nawet po kilka godzin. W opinii prasy to człowiek z ambicją i pomysłami.
A dał im upust przede wszystkim w wydanym w ubiegłym roku artykule na ponad 20
tysięcy znaków – „Jaka FIFA w XXI wieku”.
Manifest piłkarski
Komercjalizacja
i globalizacja dyscypliny, stale powiększające się rozwarstwienie między
bogatymi a biednymi, zaburzone relacje pomiędzy klubami a federacjami i powolne
umieranie futbolu reprezentacyjnego - to
tylko najistotniejsze z problemów nękających ten sport, które Francuz wyłożył w
swoim tekście. Ale jego wizja naprawy piłkarskiego świata jest całościowa i
obejmuje swym zasięgiem każdą, nawet najmniejszą drobnostkę. Naczelnym zadaniem
zaś stało się przywrócenie mu równowagi.
Stąd
podstawowym sloganem w jego kampanii jest zdanie: „Przywrócenie równowagi grze
w zglobalizowanym XXI wieku”. Champagne za wszelką cenę nie chce dopuścić do
sytuacji, jaka spotkała koszykówkę, z jej wszechpotężną NBA i
zmarginalizowanymi pozostałymi ligami. Według Francuza współczesny futbol stał
się ofiarą własnego sukcesu i musi odnaleźć wspomnianą równowagę.
Pomóc
mają w tym m. in. większe wsparcie dla uboższych krajów kosztem tych zamożnych,
założenie światowego funduszu i sprawiedliwsza redystrybucja środków oraz
restrukturyzacja organizacji. Na łamach „The Guardian” przekonywał bowiem:
„Potrzebujemy nowej FIF-y, bardziej demokratycznej i szanowanej, która będzie
zachowywała się lepiej i robiła więcej”. Innym razem głosił, żeby futbol szedł
w parze z duchem nowoczesności i wreszcie w pełni wstąpił w XXI wiek.
Człowiek z wizją
Od
drużyn i zawodników, przez reprezentacje i związki, po samą FIF-ę – rewolucja spod
znaku Champagne’a może dotknąć każdą cząstkę składową tej dyscypliny. Największe
jednak zdziwienie powinny budzić jego propozycje zmian dotyczące esencji tego
sportu, czyli meczów.
Champagne
proponuje, by wprowadzić pomarańczowe kartki, które byłyby czymś pomiędzy
czerwonymi a żółtymi i które łączyłyby się ściśle z ławkę kar. To na nią odsyłano
by graczy na dwie lub trzy minuty, zamiast wyrzucać od razu z boiska. Zachęca,
aby w końcu zacząć wykorzystywać technologię w trakcie pojedynków. Arbitrom
przy podejmowaniu kluczowych decyzji, tj. spalony bądź rzut karny, pomagaliby
sędziowie techniczni, którzy mieliby ciągły podgląd na spotkanie z kamer
telewizyjnych.
Sugeruje,
żeby przeprowadzić zasadę rodem z rugby, wówczas z arbitrami dyskutować mogliby
jedynie kapitanowie zespołów. Jeśli
doszłoby do jakiegokolwiek kwestionowania werdyktów sędziego, to ten miałby
prawo przesunąć rzut wolny w stronę bramki o nawet dziesięć metrów. Opowiada
się za tym, by znieść „potrójną karę” dla zawodnika, bo kiedy ten nieprzepisowo
zatrzymuje rywala w polu karnym, prokuruje jedenastkę i jednocześnie otrzymuje
czerwoną kartkę oraz zawieszenie na następny mecz.
Champagne
myśli ponadto o wdrożeniu limitu dla obcokrajowców, zwiększając tym samym
szanse wychowanków. W wywiadzie z reporterami „The Daily Mail” zganił kluby z
takich państw jak Anglia i wyraził obawę o zbyt dużą ilość piłkarzy
zagranicznych, występujących w wielu ekipach: „Liczba rodzimych graczy w
najlepszej obecnie lidze to 32% i całkowicie popieram Grega Dyke’a, kiedy mówił
o tym, że nie boi się słowa limit”.
(Nie)tykalni
Równie
wielkie emocje może wzbudzić zapowiadania przez niego reforma FIF-y. Francuz
chce, aby uczynić ją bardziej przejrzystą i w konsekwencji poprawić jej niekorzystny
wizerunek. Obiecuje więc finansową transparentność, a do publicznej wiadomości trafiałyby
informacje o pensjach najważniejszych członków organizacji.
Jego
zdaniem prezydent powinien posiadać większą władzę w swoich rękach, tak żeby
mógł powoływać własny zarząd. Członków Komitetu Wykonawczego z kolei wybieraliby
działacze ze związków piłkarskich. Głównym zaś celem byłoby wprowadzenie
uczciwszego podziału władzy i obowiązków. Stąd federacje przestałyby być
jedynymi ciałami decyzyjnymi na swoich podwórkach.
Idąca
z duchem czasów organizacja to również szefowie lig, trenerzy oraz futboliści,
a także większa liczba kobiet w jej strukturach. Francuz wzywa do
ogólnoświatowej dyskusji. Pragnie, aby wszyscy kandydaci na prezydenta brali
udział w telewizyjnych debatach na oczach widzów i 209 delegatów FIFA. W
rozmowie z dziennikarzami
„The Guardian” wyjaśnia: „Wybory nie mogą być tylko koronacją”.
Układ zamknięty
Część
z nas prawdopodobnie przyklasnęłaby niektórym pomysłom Francuza, jedne powinny
zyskać aprobatę, drugie natomiast mogą wydawać się nazbyt reformatorskie. Ale
przecież w każdym domu, nawet po najbardziej przemyślanym i gruntownym remoncie
nie wszystko będzie idealne, jedne elementy przestaną nam pasować, pewne
spowszednieją, a jeszcze inne zaczną nas zwyczajnie drażnić. Rzecz w tym, że to
właśnie FIFA potrzebuje gruntownego remontu. I rzecz w tym, że tam reformy Champagne
nie zyskają poklasku.
To
właśnie dlatego stoi on na straconej pozycji. Pragnie zaprowadzić nowy porządek
futbolowego świata, próbując jednocześnie burzyć stary, uważany za świętość nad
świętościami i którego nikt nie chce zmieniać. Rwie się do reformowania
organizacji napędzanej przez znajomości, wpływy i milionowe łapówki. A to tak,
jakby zszedł do mafijnego podziemia i zaczął rozstawiać po kątach bossów
przestępczego światka.
Nie
bez znaczenia są więc powodujące konsternację słowa Francuza, dla którego
zwycięstwo w wyborach z Blatterem jest czymś rodem z powieści science-fiction. I o ile samego Szwajcara Jérôme
Champagne może by pokonał, to nie ma po prostu szans, by wygrał z systemem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz