Czy
można być Amerykaninem i rozpocząć piłkarską karierę w Afganistanie? Czy można
wyruszyć do państwa wcześniej najechanego przez swoją własną ojczyznę? Albo zamienić
dobrze płatną i bezpieczną pracę na codzienną niepewność i niepokój? Nick
Pugliese kończył college w Stanach Zjednoczonych, został pracownikiem firmy
telekomunikacyjnej, by jednego dnia stać się piłkarzem pierwszej ligi
afgańskiej.
To
nie tylko jedyny Amerykanin grający w tamtejszych rozgrywkach, ale to także
pierwszy w ogóle obcokrajowiec w lidze. W dodatku obywatel państwa nadal kontrolującego
tę azjatycką krainę. Ale Pugliese zamiast do terrorystów strzelał do bramki. I
to na tyle skutecznie, że dostał kontrakt od klubu FC Ferozi i wygrał z nią turniej
będący odpowiednikiem angielskiego FA Cup.
Obcy w obcym kraju
Gdy
rodzina i znajomi dowiedzieli się o jego zamiarach wyjazdu do Afganistanu,
pukali się z niedowierzaniem w czoło. Jego matka pomyślała, że chłopak stracił
głowę. I tak w istocie musiało być, gdyż do regionu od stuleci skąpanego w
terrorze i przemocy, ponadto wrogo nastawionego do Amerykanów, wyjeżdżał
człowiek, który ukończył Williams College w Massachusetts - klasę o profilu
nauk politycznych i psychologii ze średnią ocen 4 - gdzie był kapitanem
futbolowej drużyny.
Pugliese
jechał więc do obcego kraju, będąc równocześnie tam kimś kompletnie obcym. Zaczynał
jako stażysta, a to co się wydarzyło później było już powiewem czystej i niczym
niepohamowanej fantazji.
Do
przedsiębiorstwa telekomunikacyjnego Rohan trafił w czerwcu 2012 roku. Ze
względów bezpieczeństwa całe dnie przebywał w budynku strzeżonym przez armię i
przypominającym fortecę. Mógł ją opuszczać wyłącznie w określonych godzinach i
udawać się jedynie do ściśle określonych, dwudziestu miejsc 2,5 milionowego
Kabulu. „Moi przyjaciele dzwonili do mnie i pytali się jaki jest Kabul, a ja
nie miałem dobrych odpowiedzi, ponieważ prawdę powiedziawszy tego nie
wiedziałem” – opowiadał na łamach dziennika „Los Angeles Times”.
Ten
drugi świat oglądał zza pancernej szyby, lecz ciągle tęsknił za wolnością,
która mogła okazać się śmiertelna, i futbolem. W końcu przekonał swoich szefów
i raz w tygodniu kopał piłkę w amatorskich rozgrywkach. Wykonał pierwszy krok,
a każda, nawet najdalsza podróż zaczyna się przecież od tego pierwszego kroku.
Drugi był już zamaszysty.
Amerykański snajper
Nick
Pugliese udał się do Afganistanu, gdzie zaczął pracę w przedsiębiorstwie
telekomunikacyjnym. Rzucił ją jednak w diabły na rzecz futbolowej kariery w
lidze afgańskiej. Jego matka na wieść o życiowych decyzjach swojego syna tym
razem pomyślała, że musi sobie po prostu żartować.
Wyprowadził
się z chronionej strefy, żeby zostać piłkarzem. Zrezygnował z fuchy i godnych
zarobków, a wybrał psie pieniądze i ciągłą niepewność. Zamienił robotę za trzy
tysiące dolarów, mieszkanie i ochronę na występy za trzysta dolarów, pokoik
oraz niestrzeżone osiedle i stadion Ghazi.
A
wszystko przez pewien turnieju, na którym zagrał przeciwko młodzieżowej
reprezentacji Afganistanu do lat 19 i pierwszoligowej drużynie FC Ferozi.
Poznał jej trenera i od tego czasu wykradał się potajemnie z firmy, by ćwiczyć
z graczami tej ekipy. W kwietniu ubiegłego roku otrzymał kontrakt i mógł wreszcie
robić to, co kocha, czyli grać w piłkę - w FC Ferozi na pozycji defensywnego
pomocnika. „Każdy dzień jest potwierdzeniem tego, że dokonałem właściwego
wyboru” – mówił w wywiadzie dla czasopisma „Sports Illustrated”.
Mniejsze
wynagrodzenie nie stanowiło dla niego żadnego problemu, nie to było
najważniejsze: „Szansa, aby stać się częścią społeczeństwa i być traktowanym
niczym rodzina, przebywać w ich domach, gotować wspólne obiady, spędzać z nimi
wolny czas i widzieć się na co dzień z przyjaciółmi z zespołu – to było warte
zmiany. Moi Afgańscy koledzy stwierdzili, że to czyste szaleństwo, że
porzuciłem dotychczasową pracę. Wiedzieli, że zamieniam jedną na drugą, gorzej
płatną. Ale ja zrobiłem to z miłości do piłki” – wyjaśniał w „Sports
Illustrated”.
W
tym samym wywiadzie opowiadał, że uprawianie futbolu i w ogóle życie w Kabulu
wiąże się ze znacznym ryzykiem. Tłumaczył, że zawsze można znaleźć się w
nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze i trafić na
zamachowca-samobójcę. Oprócz tego istnieje zwykle duże prawdopodobieństwo
uprowadzenia. Po mieście chodził więc z zawieszonym szalikiem, nigdy nie
chadzał tymi samymi ścieżkami i za każdym razem starał się przemieszczać w
grupie ludzi.
From Afganistan with love
Oprócz
uganiania się za futbolówką, Pugliese prowadzi blog - „Nick gra w Kabulu”.
Prezentuje na nim Afganistan z zupełnie innej strony, bo według niego to, co
pokazuje telewizja znacznie odbiega od rzeczywistości. Na ulicach miasta spotykał
się z przypadkowymi osobami, a rozmowy z nimi posłużą mu za trzon do filmu
dokumentalnego, który obecnie tworzy. I stale zastanawia się, dlaczego został
zaakceptowany przez tamtejsze społeczeństwo i traktowany niemal jak swój, skoro
jest Amerykaninem.
Dzisiaj
przebywa w rodzinnym Rochester. Sezon piłkarski w Afganistanie zakończył się, lecz
on myśli już o powrocie, choć na łamach „The Guardian” ocenił: „To będzie
trudne”. Ale jego niezwykła podróż nie zakończy się właśnie w tym momencie. Nie
teraz, kiedy wykonał kilka poważnych kroków i ten najtrudniejszy pierwszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz