Nadludzki rekord Lionela Messiego
w liczbie strzelonych goli. Bezprecedensowa dominacja reprezentacji Hiszpanii
na turniejach rangi mistrzowskiej. Łut szczęścia i niespodziewany triumf
Chelsea Londyn w Lidze Mistrzów. Rok 2012 w świecie futbolu był wyjątkowy z co
najmniej kilku względów. Nie zabrakło w nim wydarzeń wartych zapamiętania. To
był także wyjątkowo udany rok dla piłkarstwa w Uzbekistanie.
Tamtejszą drużynę narodową zaledwie
parę małych kroków dzieli od historycznego wyczynu – awansu na Mistrzostwa
Świata. Na trzy kolejki przed końcem ostatniej rundy eliminacji strefy
azjatyckiej prowadzą w grupie. A w zanadrzu mają konfrontacje z najsłabszym
rywalem – Libanem. Gorące brazylijskie boiska są już, więc na wyciągnięcie
ręki.
Déjá
vu ?
Dla kraju, którego gablota z
pucharami świeci pustkami, a każde najdrobniejsze osiągnięcie sportowe jest
świętowane z wielką pompą, to doprawdy duża sprawa.
Choć obecnie w sercach fanów muszą
siedzieć odczucia łudząco podobne do tych z 2006 roku. Wtedy to reprezentacja dosłownie
otarła się o Mundial. Wystarczyło wygrać barażowe pojedynki, najpierw z
Bahrajnem, a potem z Trynidadem i Tobago, by zapewnić sobie udział w turnieju.
Szansa została jednak zaprzepaszczona, a głównym winowajcą obwołany japoński sędzia
Yoshida.
Zamiast nakazać ponowne
wykonywanie rzutu karnego, ze względu na przedwczesne wbiegnięcie zawodników w
pole karne, przyznał rzut wolny pośredni dla Bahrajnu. Jego fatalny błąd
doprowadził do sporego zamieszania. Burzliwe dyskusje toczyły się na najwyższym
szczeblu FIFA. W końcu, anulowano wynik pierwszego, zwycięskiego dla
Uzbekistanu 1:0 meczu. Powtórzone zaś spotkanie przyniosło tylko bramkowy
remis, a rewanżowy bezbramkowy bój dał awans przeciwnikowi.
Mimo wszystko w krótkich, niespełna dwudziestoletnich, dziejach futbolu
uzbekistańskiego można zaobserwować powolny, aczkolwiek dostrzegalny progres. W
niedawnym Pucharze Azji reprezentacja wtargnęła do strefy medalowej (ostatecznie
zajęła czwarte miejsce). Dwa poprzednie turnieje kończyła w ćwierćfinałach.
Wcześniej odpadała już w fazie grupowej.
W piłce młodzieżowej ostatnimi
czasy również odnajdziemy kilka znaczących triumfów. W zeszłym roku drużyna do
lat 16 sięgnęła po mistrzostwo kontynentu. W 2010 ekipa do lat 17 dotarła do
ćwierćfinału Mistrzostw Świata. A dopiero w 2003 pierwsza uzbekistańska młodzieżówka
debiutowała na międzypaństwowym turnieju organizowanym przez FIFA.
W ubiegłych sezonach parę ładniejszych
chwil odnotowano także w piłce klubowej. FC Bunydkor i FC Pakhtakor czterokrotnie
docierały do fazy półfinałowej azjatyckiej Ligi Mistrzów. Parę miesięcy temu, w
październiku, Nasaf Quarshi zdobyło AFC Cup -odpowiednik naszej Ligi Europy.
Sukcesy
rangi narodowej
W Uzbekistanie osiągnięcia sportowców
zyskują kompletnie inny wymiar. Niebotyczna presja ze strony władz oraz stale
zaostrzana rywalizacja z sąsiadującymi krajami powoduje, że jakakolwiek porażka
traktowana jest w kategoriach ujmy narodowej, czyniącej nieodwracalne szkody na
rzecz wizerunku państwa w świecie. Nieważne w jakiej dyscyplinie - czy to będzie
piłka nożna, boks bądź judo - z Tadżykistanem, Kirgistanem albo Kazachstanem
przegrać po prostu nie można.
Politycy wszelkie mniejsze lub
większe sportowe triumfy starają się przekuć we własne sukcesy. Prezydent Islam
Karimov, po zwycięstwach Nasaf Qarshi w AFC Cup, wygłosił płomienną perorę,
sławiącą wyczynowców. Bez cienia wątpliwości głosił: „Dokonania naszych
sportowców promują na całej kuli ziemskiej naszą młodą, rosnącą w siłę
republikę”.
W tym azjatyckim kraju z
łatwością tworzy się propagandę sukcesu, która częstokroć bywa zwykłą
przykrywką dla poważnych problemów, tj. korupcja czy biedota. Media chętnie
informowały o tym, że zawodnicy i trenerzy Nasaf Qarshi za wygranie pucharu
otrzymali premie i darmowe mieszkania. Mówiło się, że członkowie drużyny
siedemnastolatków, którzy podbili kontynent na młodzieżowych mistrzostwach,
zostali zwolnieni z obowiązku podejścia do egzaminów uniwersyteckich i opłaty
czesnego.
Z łatwością kreuje się również bohaterów
narodowych, jak Ravshan Irmatov, międzynarodowy arbiter, który poprowadził mecz
otwarcia Mundialu w RPA. Jego plakaty dało się wówczas zobaczyć w każdym
zakątku Uzbekistanu, część widniała nawet w rządowych biurach.
Klub
kuriozum
Prawdziwym oczkiem w głowie
polityków stał się FC Bunyodkor Taszkient. Klub wyrosły piorunująco na
milionach dolarów, oferujący horrendalne pensje, sprowadzający znane w świecie
futbolu nazwiska, budujący luksusowe stadiony i ośrodki treningowe.
W ciągu zaledwie siedmiu lat
swego istnienia zdążył awansować z amatorskiej drugiej ligi do pierwszej, czterokrotnie
zdobyć mistrzostwo, trzykrotnie krajowy puchar i dwa razy dofrunąć do półfinału
azjatyckiej LM.
Na przełomie sezonów 2008/2009 i
2009/2010 drużyna była u szczytu sławy. W składzie posiadała mistrza świata z
Korei Południowej i Japonii – Rivaldo oraz najlepszego według plebiscytu gracza
Azji – Servera Djeparova. Na ławce trenerskiej zasiadali: najpierw Zico, a
potem sam Luiz Felipe Scolari. Niewiele brakowało, by jej szeregi zasilił
Samuel Eto’o. „Moja głowa zaczęła wirować, kiedy usłyszałem, że dają mi 25
milionów dolarów za 2-3 miesiące gry” – zwierzał się Kameruńczyk, który
ostatecznie wylądował w Interze Mediolan.
Fanaberiom paskudnie bogatych włodarzy
zespołu nie było końca. Gdy w 2008 oddali do użytku nowiusieńki 15-tysięczny obiekt,
to nieco później okazał się on niewspółmierny do ich ambicji. Postanowili wybudować następny, okazalszy, kosztujący 150
baniek, mieszczący 35-tysięcy widzów.
To jednak nie wszystko. FC
Barcelonie zapłacili dziesięć milionów euro za dwa sparingi. Dodatkowe miliony
dali Messiemu, Puyolowi, Inieście i Fabregasowi za to, że ci odwiedzili
siedzibę klubu, pokazali się publicznie w koszulkach drużyny oraz wzięli udział
w sesjach treningowych tamtejszej akademii piłkarskiej.
Wpływy
ponad wszystko
Za błyskawicznymi dokonaniami ekipy
z Taszkientu stała firma Zeromax. Korporacja zarejestrowana w Szwajcarii,
prawdziwy finansowy moloch centralnej Azji, który czerpał korzyści z ropy, gazu
oraz przemysłu bawełniczego. Który kontrolował spółkę Uzgazoli, zrzeszającą
niemal wszystkie stacje benzynowe, rozsiane po caluteńkim państwie. Jego wpływy
docierały aż do samej rodziny prezydenckiej. W zarządzie zasiadała córka
prezydenta, Gulnara Karimova.
Dzięki temu droga Bunyodkoru od
zera do futbolowej potęgi stała się prostsza niż gdziekolwiek indziej. Tymczasem
w 2010 roku nad zespołem zgromadziły się czarne chmury. Właściciel – Miradil
Djalalov - został oskarżony o oszustwa podatkowe i wtrącony do więzienia. Przedsiębiorstwo
upadło, lecz – paradoksalnie - sytuacja Bunyodkoru nie zmieniła się w ogóle.
Majętna dotychczas liga, w
ostatnich latach straciła bardzo wiele. Zamożni, prywatni dobroczyńcy - z
wątpliwą reputacją - wspierający kluby, trafili do zakładów karnych. Od tego
momentu biedniejsze z dnia na dzień drużyny, traciły najważniejszych graczy. Swoją
dawną pozycję zachowały wyłącznie te, których koneksje okazały się
najkorzystniejsze.
Dziś liga musi borykać się z
zupełnie nieznanymi dla niej problemami. Drastycznie spadło zainteresowanie miłośników
rozgrywek. Dziennikarz lokalnej gazety opowiada: „Niewielu kibiców przychodzi
teraz na mecze. Większość lepszych zawodników wyjechało, bo zespoły nie mogły
zapewnić im atrakcyjnych wynagrodzeń. Największą jednak przeszkodzą w
odzyskaniu zaufania fanów stanowi wszechobecna korupcja”.
Dobre imię ligi zostało
nadszarpnięte przez częste zarzuty wobec właścicieli ekip, maczających palce
przy ustawianiu spotkań. Ligową scenerię pogrążyła przewidywalna do bólu
rywalizacja. Od 2002 po tytuły mistrzowskie sięgają dwa najbardziej wpływowe
kluby ze stolicy – wspomniany Bunyodkor i Pakhtakor. „Kiedy zdobywcy dwóch
pierwszych miejsc są doskonale znani, nawet zanim rozgrywki zdążą wystartować,
to kogo może ona ciekawić?” – pyta się ironicznie szkoleniowiec Berador
Abduraimov.
Frustracja wśród sympatyków
futbolu stale się pogłębia. Coraz częściej ich skrywana gdzieś w głębi złość,
wypływa na powierzchnię. Wówczas organizują się w grupy i dają upust swej
wściekłości na stadionach i ulicach miast. W sierpniu ubiegłego roku, po jednym
z pojedynków, w mieście Guzar doszło do starć z policją. Ponad trzy tysiące
ludzi doprowadziło do zamieszek w całym miasteczku, a służby potrzebowały
więcej niż dobę na przywrócenie porządku.
Polityczne
zagrywki
Do tej pory władzom skutecznie udawało
się niszczyć manifestacje kibicowskie w zarodku. Nie rozlewały się one na
okoliczne mieściny. Nie nabierały cech politycznych. Prezydent Karimov prowadzi
rządy twardej ręki, a sposób w jaki sprawuje władzę uznaje się za jeden z
najbardziej represyjnych na globie.
To tam najczęściej narusza się
prawa człowieka. Dziennik El Pais pisał, że „Uzbekistan jako naruszyciel praw
człowieka jest na poziomie Korei Północnej i Birmy”. W państwie nie ma czegoś
takiego, jak wolność prasy. Media są ściśle kontrolowane, a krytykowanie
rządzących surowo zabronione. Nawet zagraniczni żurnaliści, odwiedzający miejscowe
zespoły piłkarskie, nie mogą napisać ani słowa o ich włodarzach.
Zakazano formowania ugrupowań opozycyjnych,
działaczy na rzecz praw człowieka wpakowano do więzienia, a w systemie
sądownictwa powszechnie używa się tortur. Wedle niektórych przerażających
raportów w 2002 dwóch opozycjonistów ugotowano na śmierć. W 2005 służby
porządkowe otworzyły ogień do prostujących w Andiżanie. Śmierć poniosły setki.
Prezydent i parlamentarzyści w
ogóle nie zaprzątają sobie tym głowy. Choć w Uzbekistanie około 40%
społeczeństwa żyje w skrajnym ubóstwie, to dla polityków ważniejsze są sprawy
sportowe. Karimov w 2007 roku wygrał kolejne wybory i został wybrany na trzecią
kadencję. Pozostali pretendenci nie prosili o kandydaturę, a ich działalność
ograniczyła się tylko do wystąpień, w których chwalili dotychczasowego
prezydenta.
Islam Karimov od kilkunastu lat wznosi
swój polityczno-sportowy pałac na ruinach życia społecznego. Jeśli
reprezentacja Uzbekistanu awansuje na Mundial, to nigdy nie będzie bardziej
zdeterminowany, by własny pałac wreszcie ukończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz