„Bierzesz
końska stopę i nogę strusia, mieszasz to z ziołami i nakładasz na piłkarzy, na
ich kolana oraz stopy. Kiedy potem, na boisku, kopną futbolówkę, to żaden
bramkarz nie będzie w stanie jej złapać” – tak zdaniem Michaela Mvakali,
praktykanta czarnej magii, wyglądała recepta na sukces gospodarzy tuż przed
Mundialem w 2010 roku. Mikstura z roślin oraz kończyn zwierząt miała zapewnić
„Bafana Bafana” zwycięstwa.
Dziś,
ponad dwa lata po mistrzostwach, a kilka dni przed Pucharem Narodów Afryki, w
RPA stadiony znowu wypełniają się śpiewem, tańcem i kibicami przyodzianymi w
fantazyjne stroje. Zabawa i bogactwo kolorów zdominuje ulice tamtejszych miast.
Głośno oraz tłoczno zrobi się również na rynkach, gdzie biznes związany z
czarodziejstwem ponownie rozkręci się na dobre. Sklepy naszpikowane będą
bezlikiem tajemniczych napojów, które spowodują, że zawodnicy będą biegać
szybciej, uderzać dużo mocniej i bronić znacznie lepiej. Stragany rozświecą się
tysiącem kolorowych buteleczek, zapełnionych najprzeróżniejszymi preparatami. Wyjątkowym
wzięciem może cieszyć się lokalny specyfik
zrobiony
z tłuszczu wiewiórki.
Thabang
Khubega - okoliczny znachor, sprzedający lekarstwa m. in. na bezrobocie,
bezpłodność czy brak szczęścia - radzi, aby gracze smarowali sobie stopy taką
właśnie miksturą: „Wiewiórka porusza się bardzo szybko. Niczym Wayne Rooney.
Żeby być takim jak on, potrzebujesz tych olejków”.
Tłuszcz
z wiewiórki wymieszany z korzeniami drzew kosztuje 78 dolarów i jest w
szczególności zalecany futbolistom oraz prawnikom, prowadzącym sprawy w sądzie,
bo „muszą ograć obronę”.
Interes się kręci
Czarna
magia oraz wszystko, co z nią związane to świetnie prosperujący biznes na całym
kontynencie. Szansa na przetrwanie oraz godziwy zarobek. Wszelkie cudotwórcze przedmioty
codziennego użytku, typu amulety, da się kupić na specjalnych stoiskach. Ząb
słonia kosztuje około dwóch euro, głowa małpy przeszło dwa tysiące miejscowych
franków, kolce jeżozwierza schodzą po pięć tysięcy, a głowa kajmana, wydatek
rzędu 7 tysięcy franków, to już prawdziwa ekstrawagancja.
W
Afryce futbol i czarna magia to stan umysłu, od dziesięcioleci sposób integralnego,
tradycyjnego i zupełnie naturalnego myślenia. Orlando Pirates, klub z RPA, na
stronie internetowej publicznie informuje, że magia miała związek z wcześniejszymi
jego osiągnięciami. Na ogół drużyny piłkarskie nie przyznają się do korzystania
z czarów, gdyż takie wyznanie mogłoby pozbawić je mocy.
Doskonale
jednak wiadomo, że tak jak każdy europejski zespół posiada rzeszę psychologów
oraz fizjologów, tak każda afrykańska ekipa ma swojego magika. Federacje
różnych krajów często poszukują i wysyłają czarowników z drużynami na ważne
turnieje, mimo iż oficjalnie nie wierzą w te sprawy. Minister Sportu w
Kamerunie Michael Zoah ze smutkiem w głosie zwierzał się niedawno, że choć niepowodzenia
reprezentacji zależały od masy czynników, to przede wszystkim wysłany przez
rząd szaman okazał się niedostatecznie efektywny.
Reprezentacja
Kenii przed meczami wynajmuje magów, którzy mają wzmocnić zawodników oraz
osłabić konkurentów. Właściciele klubów z tego państwa nierzadko szukają u nich
porady. Nałogowo odwiedzają ich gracze, prosząc, by obsypywali przeciwników
urokami.
Maga chętnie zatrudnię
Szamani
są powszechnie poważani wśród krajan, cieszą się niezmiennym od wieków
szacunkiem. W ich potężne siły nie wątpi nikt, a żaden śmiałek nie porwał się
do tej pory na odwagę, aby ich metody zakwestionować.
W
wielu krainach Czarnego Lądu żyją osoby, które przekonują, że posiadają
nadprzyrodzone moce. Mohammed z Kamerunu twierdzi, że jest w stanie rzucić
zaklęcie bądź wysmarować bramkę osobliwym smarowidłem, które zabezpieczy przed
utratą gola. „W Europie piłkarze, by grać lepiej, biorą narkotyki. My ich nie
mamy. Mamy za to tzw. „trzecie oko” i preparaty nieznane nauce” – chwali się.
Otoczeni
swoistym kultem, towarzyszyli reprezentacjom od zarania dziejów. Gdy Kamerun
przygotowywał się do Mundialu w 1990 roku, dużą rolę w późniejszych triumfach podobno
odegrał znany podówczas czarodziej, zwany „hiszpańskim Pepe”. Tłumaczył, że
osiągnięcia Rogera Milli i spółki były częściowo rezultatem jego praktyk: w trakcie
przygotowań graczy wygonił do świętych lasów, na futbolówki FIFA ciskał uroki,
a koszulki wykonano pod jego specjalnym nadzorem.
Obecnie
szamani nie muszą przebywać bezpośrednio przy zespołach, bo jak wyjaśnia
Kenijczyk Juma Mohammed Mwanachuwoni: „Nie trzeba być na stadionach osobiście.
Stosujemy zdalną kontrolę. Wystarczy np. wyryć na pniu drzewa nazwisko rywala,
my je zakryjemy czarnym ubraniem, żeby go zamroczyć, a on w trakcie pojedynku
nie zobaczy piłki”.
Z
ich mocami nikt nie zamierza igrać. Na przełomie wieków zakończył się głośny na
kontynencie spór. Władze Wybrzeża Kości Słoniowej po dekadzie totalnej posuchy
w futbolu, postanowiły wypłacić szamanowi obiecane niegdyś wynagrodzenie za wsparcie
przy wygraniu Pucharu Narodów Afryki w
1992 roku. Ministerstwo sportu dało mu dwa tysiące dolarów i poprosiło o
zdjęcie klątwy.
Czarodzieje
od dawien dawna cieszą się niezachwianą popularnością. Wspomniany Mwanachuwoni
mówi: „Kluby po prostu nie mogą grać z powodzeniem bez ingerencji magii. Nie
tak dawno trzy szkolenie ekipy przybyły do mnie, błagając o zwycięstwo w
turnieju”.
Adama
Dore, magik z Bamako – stolicy Mali – chełpi się tym, że tydzień w tydzień
przyjmuje około 30-40 klientów. Jego oryginalne zalecenia i modły są na tyle
skuteczne, że wśród miejscowej ludności zyskał znaczne uznanie. Jeden z
członków drużyny, która skorzystała z usług tego czarownika, tak relacjonował wyprawę:
„Był czas kiedy naszemu klubowi zupełnie nie szło. Wtedy prezes wsadził nas do
autokaru i zawiózł wprost do buszu. Tam zgodnie z instrukcjami szamana
wycięliśmy górną część wielkiego kopca termitów, wydrążyliśmy ziemię ze środka
i wlaliśmy nieznaną mi miksturę. Wszyscy musieliśmy wykąpać się w tym nago i
potem wrócić do autobusu, nie oglądając się za siebie. Od tego momentu wyniki
się poprawiły”.
Voodoo - wyższy poziom świadomości
Czarny
Ląd nie bez powodu uważany jest za kontynent, gdzie czarnoksięstwo i piłka
nożna łączą się nierozerwalnie. Tylko tam odnajdziemy składanie ofiar ze
zwierząt, samookaleczenia, rzucanie zaklęć, szczęśliwe talizmany albo dziwaczne
specyfiki. Większość tamtejszych społeczeństw, gdzie futbol stanowi sport numer
jeden, żyje w niezbitym przeświadczeniu, że to czarodziejstwo stoi za
dokonaniami ich ulubieńców. Ci z kolei trenują, występują i walczą w
nieodpartym przekonaniu, że magia rzeczywiście pomaga. To jak nieco kuriozalna,
mentalna terapia, dająca częstokroć niewyczerpywalne pokłady motywacji i
energii.
Przykłady
takiego oddziaływania czarnej magii na afrykańskich kopaczy można mnożyć w
nieskończoność. W 2000 roku w ćwierćfinale mistrzostw Czarnego Lądu, na 15
minut przed końcem boju, Senegal prowadził 1:0 z faworytem turnieju – Nigerią.
Wówczas jeden z oficjeli nigeryjskiej ekipy wtargnął na murawę i złapał fetysz
leżący za bramką rywala. Od tej chwili przebieg meczu zmienił się diametralnie.
Nigeria strzeliła dwa gole i przeszła dalej.
Podobna
sytuacja wydarzyła się parę wiosen później. Benin w ramach eliminacji do PNA
gościł u siebie Togo. Miał ogromne szanse na awans, znajdował się w znakomitej
formie, wcześniej pokonał faworyzowaną Ghanę. Pomimo huraganowych i zaciekłych
ataków, przeciwnik przez wiele minut bronił się zaciekle. Czarownik gospodarzy zauważył
w końcu, że golkiper przyjezdnych na swojej bramce zawiesił drewniany amulet.
Szaman przedarł się przez ochronę, wbiegł na boisko i wyrwał talizman. Benin zdążył
trafić do siatki rywala jeszcze trzykrotnie.
W
2002 roku, tuż przed półfinałowym pojedynkiem PNA pomiędzy Mali a Kamerunem,
doszło do zdarzenia, które odbiło się szerokim echem w piłkarskim świecie.
Selekcjoner oraz asystent „Nieposkromionych Lwów” podczas nocy poprzedzającej spotkanie
próbowali zakopać na boisku amulet, który powinien pomóc im w triumfie. Ostatecznie
zostali nakryci przez policję, aresztowani i następnie zawieszeni przez rodzimą
federację.
Świńska recydywa
Niewyjaśnioną
siłę mogą zatem dać błahe artefakty, według Afrykańczyków posiadające moc czarodziejską.
Talizmany oraz substancje, które poza murawami znaczą tyle, co nic, stają się
kompletnie bezużyteczne. Lecz niekiedy i one zawodzą. W uwiecznionym na youtube filmiku widać, jak golkiper Gambii posypuje linię bramkową tajemniczym proszkiem,
zwanym „gris-gris”. Miał on zapobiec przed utratą goli i uchronić go przed
błędami. Tak się - niestety dla niego - nie stało.
Gdy
magiczne przedmioty zawodzą, do akcji wkracza szaman. Odprawia specjalne
rytuały, których skuteczność bywa nie do przecenienia. Ściśle przestrzegane
dadzą niemal stuprocentową pewność wiktorii. Chociaż wykraczają poza ramy
racjonalnego myślenia, to sieją popłoch i budzą największy postrach.
W
1998 roku Burkina Faso mierzyła się z Egiptem. Na krótko przed meczem
zaalarmowani Egipcjanie udaremnili obrządek gospodarzy. Do hotelu, w którym mieszkał
przeciwnik, wpuszczono świnię. Jeżeli wyszłaby precyzyjnie określonymi drzwiami,
to wygrana byłaby pewna. Ekipa „Faraonów” zdołała schwytać świnię, zanim ta
zaczęła swobodnie chodzić po pokojach.
Alternatywnym
rozwiązaniem stało się więc podrzucenie do szatni rywala świńskiego ogona. Fan,
który miał tego dokonać został jednak przyłapany przez kibica Egiptu. Wywiązała
się bójka i obu wyprowadzono ze stadionu. Burkina Faso spotkanie oczywiście
przegrała, ale jej sympatycy byli przekonani, że jeśli czarodziejska ceremonia
doszłaby do skutku, to żadna siła nie przeszkodziłaby ich drużynie w
zwycięstwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz