2 lipca 1994 roku w godzinach
porannych reprezentant Kolumbii Andres Escobar wyszedł z nocnego lokalu. Poszedł
do zaparkowanego auta. Nagle pojawiło się trzech mężczyzn. Zazwyczaj spokojny
piłkarz, stracił panowanie nad sobą i wdał się w sprzeczkę. Dwóch z napastników
wyjęło pistolety i wystrzeliło dwanaście kul w klatkę piersiową Escobara. Jeden
z nich wrzeszczał „gol” za każdym razem, gdy pociągał za spust. Escobar zmarł
45 minut później.
Motywy zbrodni do dziś są niejasne.
Wedle jednej z licznych teorii Andres Escobar został zabity na zlecenie
syndykatów hazardowych, wściekłych, że jego samobójcza bramka na mundialu w
USA, kosztował ich miliony. Szokująca hipoteza wcale nie musi być daleka od
prawdy. Futbol kolumbijski przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych łączyły
ścisłe powiązania z kartelami narkotykowymi. Przede wszystkim dzięki
strumieniowi pieniędzy płynącemu wprost od gangów tamtejsza piłka zawdzięczała
swój rozwój.
Najsłynniejszy z ówczesnych
baronów narkotykowych – Pablo Escobar – finansował transfery i kontrakty zawodników,
sprowadzał zagranicznych szkoleniowców. Zanim zaczął inwestować gotówkę w swój
ukochany klub, Atletico Nacional, wybudował sieć boisk wokół rodzinnego miasta,
zapewniając dzieciakom żyjącym w skrajnym ubóstwie, szansę na zaistnienie w
futbolu oraz lepszą przyszłość.
Pablo Escobar nie był jedynym baronem,
który pompował kasę w tę dyscyplinę. Pod koniec lat osiemdziesiątych szajki
narkotykowe kontrolowały większość zespołów i walczyły między sobą o wpływy. Usiłowały
wywierać presję na graczy oraz trenerów, wybierać obsadę sędziowską i ustawiać
mecze. Tylko tam powiedzenie, że piłka nożna jest czymś więcej niż sprawą życia
i śmierci, nabrało literalnego znaczenia.
W 1989 Atletico Nacional sięgnęło
po puchar Copa Libertadores. Nieco później Urugwajski arbiter zeznał, że ludzie
Escobara zmusili go do przychylnego sędziowania kolumbijskiej ekipie. W
następnym roku zmarł. Danie, które zamówił w restauracji, wymieszano z trutką
na szczury.
Inne ważne spotkanie pomiędzy Atletico
Nacional a America de Cali arbiter poprowadził na korzyść tych drugich. Escobar
zlecił odnalezienie sędziego i wykonanie wyroku. Rozgrywki ligowe wstrzymano na
caluteńki sezon, ale niewiele to pomogło.
W 1990 po pojedynku Independiente
Medellin – America de Cali dwóch bandytów wpakowało dwadzieścia kul w ciało
arbitra, krzycząc: „To cię nauczy odwoływać bramki zdobyte przez Medellin”. Potem
dwóch bramkarzy zastrzelono, ponieważ wpuścili głupie gole. Tylko tam, więc
jakiekolwiek reguły i prawa mało znaczyły, gdyż tak naprawdę żadne z nich nie
obowiązywały.
W krainie przesiąkniętej handlem narkotykami,
porwaniami i morderstwami, przemocą oraz wszechobecną nędzą, rządy sprawowało
bezprawie. Macki karteli sięgały wszędzie, nie tylko w świat futbolu, lecz
także w niemal każdą dziedzinę życia Kolumbii. W 1990, kiedy reprezentacja
zajmowała czwarte miejsce w rankingu FIFA i brała udział w mundialu, zamordowano
wszystkich trzech kandydatów na prezydenta. Ich zastępca, Cesar Gaviria,
przeżył wyłącznie dlatego, że nie wsiadł do samolotu, który potem zestrzelono.
Według policyjnych źródeł w owym czasie w samym Medellin żyło około czterystu
płatnych zabójców.
Tylko tam w narkotykowy szwindel
zamieszani byli nawet piłkarze, reprezentanci drużyny narodowej. Faustino
Asprillę, podczas występów w Anglii w Newcastle United, policja wiązała ze
sprawą handlu kokainą. Rene Higuita spędził siedem miesięcy w więzieniu, bo
uczestniczył w uprowadzeniu.
Synonimem boiskowego geniusza i
ryzykanckiego sposobu bycia poza murawami stał się Albeiro Usuriaga. Napastnik,
którego trafienia decydowały o awansie Kolumbii na mundial w 1990 oraz o
wygraniu Copa Libertadores przez Atletico Nacional, w życiu prywatnym wziął
sobie do serca stare porzekadło rockandrollowców - żyj szybko, umieraj młodo. W 1988 został zawieszony za zażywanie
kokainy, dwa lata później przyłapany na kradzieży. Pewna opowieści mówi, że
przez trzy godziny uciekał glinom skradzionym Mercedesem. Selekcjoner Francisco
Maturana nie powołał Usuriagi na mistrzostwa do Włoch, twierdząc: „Nigdy nie
wiadomo, co się dzieje w jego głowie”. Koniec zuchwałego życia gracza nastąpił
w 2004. Zastrzelono go w niewyjaśnionych okolicznościach w nocnym lokalu.
Najważniejszym wydarzeniem dla
Kolumbii lat dziewięćdziesiątych były Mistrzostwa Świata w Stanach
Zjednoczonych. Reprezentacja, wypełniona po brzegi szatni gwiazdami pokroju
Carlosa Valderramy, Asprilli, Adolfo Valencii czy Freddiego Rincona, jechała na
turniej jako jeden z głównych faworytów. Przed mundialem w 34 spotkaniach
poniosła ledwie jedną porażkę. Rozbiła m. in. Argentynę w Buenos Aires 5:0.
Cały naród żył nadzieją na sukces,
a gangi zacierały ręce, zwietrzając szansę na niebywały zarobek z zakładów
bukmacherskich. By mieć pewność, że zawodnicy dadzą z siebie dosłownie
wszystko, porywały ich bliskich, wysyłały groźby śmierci. „Przed turniejem
wielu z nas otrzymywało pogróżki, co się stanie, jeśli coś pójdzie źle. Każdy z
nas strasznie się bał. Po przegranej z Rumunią, presja, aby pokonać USA, stawała
się nie do zniesienia” – zwierzał się Rincon.
Dzień przed pojedynkiem ze Stanami
Zjednoczonymi, ktoś włamał się do hotelowego systemu telewizyjnego i w pokojach
odtworzył informację, że jeśli w najbliższym meczu zagra Gabriel Gomez, wszyscy
piłkarze zostaną zabici. Gomez nie wystąpił, lecz nie uchroniło to drużyny
przed klęską.
Dla Kolumbii mistrzostwa skończyły
się wcześniej, niż się spodziewano. Brak awansu do dalszej rundy dla sporej
liczby zawodników mógł być gwoździem do trumny. Toteż większość z nich wolała
pozostać na urlopach w USA, odkładając powrót do ojczyzny na później. Wyłamali
się jedynie Rincon oraz Escobar. Ten drugi jeszcze tego samego miesiąca miał
podpisać kontakt z AC Milanem. Zginął tydzień po powrocie do kraju, obarczony
winą za klęskę.
To był punk kulminacyjny, symboliczne
dla tamtejszego futbolu zajście, które stało się początkiem jego końca. Po tym
tragicznym zdarzeniu zagraniczni trenerzy wyemigrowali, piłkarze żyli w
przerażeniu, a władze zaostrzyły prawo względem karteli narkotykowych. Te z
kolei wycofały się ze sponsorowania zespołów. Dotychczasowa niezachwiana
symbioza, przynosząca obopólne korzyści, uległa przerwaniu.
Piłka kolumbijska na długie lata
pogrążyła się w kryzysie. Wprawdzie drużyna narodowa w 2001 jako gospodarz
wygrała Copa America, ale o tym kuriozalnym turnieju, który mógł w ogóle się
nie odbyć, niewielu chce pamiętać. Kilkanaście dni przed Copa America
największa marksistowska grupa rebeliancka w kraju, zwana FARC, porwała
wiceprezydenta i zagroziła uprowadzeniem argentyńskich graczy, m. in. Hernana
Crespo i Diego Simeone. Z udziału w turnieju zrezygnowała Argentyna, a Brazylia
przyjechała trzecim garniturem.
Miejscowy futbol nadal, pomimo
zintensyfikowanych działań rządu, zanurzony był w odmętach korupcji i przemocy.
W 2006 zastrzelono napastnika, reprezentanta, Elsona Becerrę. W tym samym roku
zabito trenera Envigado, a w następnym kolejnego z zawodników.
Klubom - pozbawionym podstawowego
źródła dochodów, czyli środków pochodzących od karteli narkotykowych - w oczy
zajrzało widmo bankructwa. Dwa sezony temu czternastu z osiemnastu
pierwszoligowców groził upadek. Ich zadłużenie wynosiło łącznie ponad 70
milionów dolarów. Drużyny nie wypłacały pieniędzy graczom, a Ci odmawiali
wyjazdów na mecze. Większość zespołów zaakceptowało plan restrukturyzacji
finansów, by uniknąć likwidacji. Niektóre chciały odciąć się od mafijnej
przeszłości. Prezes Millionarios zapowiedział, że odda tytuły zdobyte
nieuczciwie w latach osiemdziesiątych.
Inne wciąż jednak utrzymują
kontakty z szajkami. Niedawny skandal i dochodzenie wykazały, że cztery ekipy służyły
gangom jako pralnie brudnej forsy. Rozważano zawieszenie Independiente Santa Fe
przez, które przepłynęło przeszło półtora miliarda dolarów, mających nielegalne
źródło. Od 2002 klub regularnie otrzymywał torby wypchane mamoną, należące do
Julio Alberto Lozano. Obecnie najpotężniejszego barona narkotykowego w
państwie, który do USA i Europy przemycił 960 ton kokainy.
Przypadek Independiente nie jest
odosobniony. Śledztwo wśród właścicieli zespołów stale się toczy. Jednego z
nich, posługującego się paszportem Gwatemali, zatrzymano w Buenos Aires. W
Bogocie policja przejęła ponad sto milionów dolarów, upchniętych w bagażnikach
samochodów. Następnego dnia z finansowania klubu z Bogoty wycofał się jego
największy dobroczyńca.
Niegdyś czołowa liga na
kontynencie, dziś przeżywa potężny kryzys, z którego nie widać wyjścia. Impas
pomiędzy kartelami a rządem trwa w najlepsze, a gangsterskie porachunki zbierają
krwawe żniwo. Tymczasem na nieboskłonie - zdawać by się mogło - chylącej się ku
upadkowi kolumbijskiej piłki pojawiła się nowa zadziwiająca, konstelacja
gwiazd. Utalentowana generacja, stawiająca coraz śmielsze kroki w Europie,
zupełnie wolna od narkotykowych powiązań.
Falcao i spółka szturmem
zdobywają kolejne boiska eliminacyjne i są na najlepszej drodze do awansu na
mistrzostwa w Brazylii. Kolumbijskie perełki podbijają europejski futbol i lada
dzień o takich graczach, jak James Rodriguez, Jackson Martinez, Freddy Guarin,
Pablo Armero, Juan Camilo Zuniga czy Juan Guillermo Cuadrado może być
niesamowicie głośno.
Najludniejsze obok Brazylii
państwo Ameryki Południowej, a zarazem najbardziej niebezpieczne, gdzie w samym
Medellin w 2011 w wojnach gangów na ulicach zginęło prawie cztery tysiące
ludzi, powoli wychodzi z cienia. Kolumbia o przyszłość nie musi się martwić.
Przynajmniej o tę piłkarską.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz