„Poszedłem do toalety. Człowiek,
który mnie zaatakował stał obok. Odwrócił się, wyjął pistolet i przystawił mi go
do głowy. Spytał się tylko za kogo się uważam. Powiedział, że nie jestem lepszy
od wszystkich. Stwierdził, że okradam Meksykanów i, że wkrótce mnie zabije” – w
tym momencie urywa się relacja Salvadora Cabanasa. O 5:18 padł strzał.
Leżącego we krwi piłkarza
odnalazła żona. Został postrzelony w głowę z broni palnej w łazience lokalu
„Bar Bar” w mieście Meksyk 25 stycznia 2010 roku.
Sprawcą zajścia okazał się
handlarz narkotyków Jose Jorge Balderas Garza, zwany „JJ”. Kamera
zarejestrowała, że siedział stolik obok ofiary. Pracownicy baru z łatwością zidentyfikowali
samochód, którym jeździł oraz eskortujące go srebrnego Seata i beżowego
Nissana. Od kliku lat odwiedzał lokal wraz z najbliższym współpracownikiem oraz
ochroniarzami. O 5:10 poszedł do toalety, a kilka minut później wyszedł, w
pośpiechu opuścił bar i odjechał czarnym Dodgem.
Tymczasem Salvador walczył o
życie. Kiedy przywieźli rannego do szpitala był świadomy. Nic nie pamiętał,
pytał gdzie go zawieźli i dlaczego. Lekarze przeprowadzili skomplikowaną
operację. Wycięli część czaszki, by zmniejszyć ciśnienie spowodowane obrzękiem
mózgu, lecz kula pozostała w głowie.
„Nie wyciągnęliśmy pocisku z
głowy, gdyż znajduje się on w miejscu, z którego wydobycie mogłoby wyrządzić
znaczne szkody. Zatrzymaliśmy krwawienie i usunęliśmy skrzepy. Stan Salvadora
Cabanasa jest ciężki, ale stabilny” – wyjaśnił dr Francesco Martinez,
nadzorujący zabieg. Następnie dodał: „Piłkarz cierpi na niebezpieczny uraz
głowy. Nie możemy zagwarantować, że jego życie nie jest zagrożone. Pozostaje
świadomy, natomiast ma problemy z sercem, które próbujemy ustabilizować”.
Neurochirurg Carlos Codas, uczestniczący
w operacji, orzekł: „To cud, że po tym, co się wydarzyło Salvador jeszcze żyje.
Zabrakło dosłownie milimetrów i kula naruszyłaby istotne obszary mózgu”.
Mimo to prognozy na przyszłość
nie należały do optymistycznych. Nikt nie dawał zawodnikowi szans na powrót do
wyczynowego uprawiania sportu. Rehabilitacja z kolei zdaniem doktorów musiałaby
trwać lata, zanim przyniosłaby jakiekolwiek rezultaty. „Naszym głównym celem
było utrzymanie go przy życiu. Dopiero potem przyglądaliśmy się opcjom, które dałyby
możliwość prawidłowego funkcjonowania całego organizmu” – zwierzał się dr Martinez.
Istniało duże prawdopodobieństwo,
że po zabiegu gracz będzie cierpiał na epilepsję bądź pozostanie w stanie wegetatywnym.
Lisandro Olmos, lekarz Cabanasa w klinice w Buenos Aires, podkreślił: „Takie uszkodzenia
statystycznie w 80 procentach przypadków kończą się natychmiastową śmiercią. Zaledwie
trzy procent pacjentów, którzy przeżyją, uzyskają pomoc medyczną i przejdą kurację
odzyskują dawny poziom sprawności”.
Piłkarz zaskoczył wszystkich
błyskawicznymi postępami. Po tygodniu od zdarzenia mógł mówić. Kilkanaście dni
później zaczął chodzić, jeździć na rowerze i wykonywać pierwsze ćwiczenia.
Został przeniesiony z oddziału intensywnej terapii do centrum
neurorehabilitacji. Po cichu marzył o zwykłych treningach i wyjeździe z
Paragwajem na mundial do RPA.
Jednakże jego forma wciąż daleka
była od ideału. Według lekarzy nadal cierpiał na powikłania neurologiczne: „On
wie, że nazywa się Salvador Cabanas, jest futbolistą i ma dwóch synów. Umie rozpoznać
rodziców oraz nazwać ich po imieniu. Aczkolwiek w dalszym ciągu pozostaje
zdezorientowany. Nie wie, co się z nim dokładnie stało. Nie potrafi zapamiętać
co robił wczoraj lub jadł na śniadanie. Neurologiczny powrót do pełnej
sprawności może potrwać rok, dwa, a nawet trzy lata”.
Niecałe cztery miesiące od operacji
zaczął grać w piłkę w argentyńskiej klinice. Poczynił gigantyczne postępy, lecz
umiejętności motoryczne ciągle wymagały poprawy: „Naprawdę widać u niego ogromny
progres. Na przykład, teraz umie podać na lewo i prawo, a w początkowej fazie leczenia
tego nie potrafił” – zauważył dr Olmos.
W lutym 2011 Cabanas rozpoczął
ćwiczenia z mistrzem Paragwaju Libertad. Brał udział w sesjach treningowych,
ale nie był jeszcze w stanie występować w meczach. W czerwcu trenował z
reprezentacją. Medyk kadry narodowej zauważył: „Fizycznie Salvador wygląda dobrze.
Brakuje mu jedynie ogrania, minut spędzonych pośród profesjonalnych graczy”.
15 kwietnia bieżącego roku - po
dwóch latach, dwóch miesiącach i dwudziestu dniach - Salvador Cabanas
oficjalnie wrócił na boisko. Zagrał 41 minut dla trzecioligowego 12 de Octubre.
Klubu, w którym rozpoczynał przygodę z futbolem.
Jego droga do tego, by móc ponownie
wybiec na murawę była długa, mozolna i wyboista. Wśród codziennego znoju,
wielogodzinnych ćwiczeń nie zabrakło wydarzeń przykrych, takich jak: kłótnie z agentem
o pieniądze, czy długotrwały proces o odszkodowanie od zespołu Club America.
Ponad dwa lata w trakcie, których wysłuchiwał, że już nie będzie mógł normalnie
biegać i cieszyć się futbolem. Z kulą w mózgu, na przekór wszystkim, wrócił.
Choć media okrzyknęły piłkarskie
odrodzenie Salvadora prawdziwym cudem, to on sam bagatelizował całą tę
sytuację, twierdząc: „Jestem piłkarzem. Muszę więc grać w piłkę. Na pewno nie rozważałem
rezygnacji z futbolu, ponieważ to moja praca. Zawsze myślałem o powrocie i nie
przestałem w to wierzyć”. Kiedy został postrzelony doktor uznał, że już nie
założy klubowej koszulki: „Powiedzieli mi, że to po prostu niemożliwe.
Odpowiedziałem, że się mylą. Rozmawiałem z żoną i rodzicami, stwierdziłem, że
wrócę. Nigdy w siebie nie zwątpiłem”.
W tej urzekającej historii nie
brakuje niestety bolesnych faktów. „Prawdę powiedziawszy jest tutaj z przyczyn
ludzkich, a nie piłkarskich. Chcemy, aby stale się rozwijał i poprawiał, ale
nie jest już tym Salvdorem, co wcześniej. Zaczynając z nami treningi ledwo mógł
poruszać lewą ręką i nogą, tracił także orientację na murawie” – opowiadał
Rolando Chilavert, trener Cabanasa w 12 de Octubre.
Choć znowu regularnie wybiega
na murawę, to prawdopodobnie nigdy nie
odzyska dawnej formy. Jak znakomitym wówczas był zawodnikiem świadczą jego
osiągnięcia: król strzelców ligi chilijskiej i meksykańskiej, dwukrotny król
strzelców Copa Libertadores, najlepszy gracz Paragwaju i Ameryki Południowej w
2007. Pięknie rozwijająca się kariera została brutalnie przerwana, w momencie, gdy
piłkarz znajdował się na fali wznoszącej. Lada dzień miał wyjechać do Anglii do
Sunderlandu. Potem jako kluczowy napastnik – najskuteczniejszy strzelec
reprezentacji w eliminacjach – miał poprowadzić Paragwaj do sukcesu na
Mistrzostwach Świata w RPA.
Podczas jednej nocy stracił
bardzo wiele, jednak może mówić o szczęściu w nieszczęściu. Od 2006 roku w
Meksyku w wyniku wojen gangów na ulicach zginęło przeszło 50 tysięcy ludzi. Nie
brakowało drastycznych przypadków odnalezienia dziewięciu wiszących zwłok pod
mostem w Monterrey, uciętych ludzkich głów leżących na plaży w Acapulco, czy 35
ciał porzuconych przy autostradzie do Veracruz. Cabanasa milimetry dzieliły od
tego, żeby stać się kolejną z ofiar gangów. Jeden strzał oddany 25 stycznia
2010 o godzinie 5:18 przerwał jego karierę, lecz nie pozbawił życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz