Luiz
Felipe Scolari boi się, że planowane na czerwiec oraz lipiec protesty mogą
przeszkodzić jego drużynie w marszu po mistrzostwo. Neymar protestujących
wprawdzie popiera, ale obawia się, że może dojść do otwartych starć i rozlewu
krwi. FIFA zaś robi dobrą minę do złej gry, a szef działu ochrony federacji
angielskiej opowiada, że u nich wszyscy wariują na punkcie bezpieczeństwa.
Nie
zraża to Michela Platiniego, który podczas jednej z konferencji nawoływał do
radowania się turniejem i wzywał, by Brazylijczycy zaprzestali demonstracji:
„Musimy dać im do zrozumienia, że mają mundial i że są po to, aby pokazać
piękno swojej krainy oraz namiętność do piłki nożnej. Dobrze by było dla
gospodarza i samego futbolu, jeśli ludzie poczekaliby chociaż miesiąc, zanim
wyjdą na ulice”.
Schizofrenicy XXI wieku
W
atmosferze samby i zbiorowej zabawy, wszechobecnej piłkarskiej gorączki,
kipieli emocji rozlewającej się ze stadionów wprost na domy, miasta i całe
państwo? Czy raczej narodowa smuta, frustracja wyładowywana w trakcie
niekończących się strajków, futbolowe chwile słodkie oblane polewą goryczy
przyziemnych spraw?
Co
cztery lata każdy obywatel kraju kawy - ten pasjonat piłki i ten, który nie ma
o niej większego pojęcia - obserwuje popisy swojego zespołu z wypiekami na
twarzy i niebezpiecznym dla zdrowia rytmem serca, bo przecież futbol od zawsze
był tam czymś więcej niż tylko zwyczajną dyscypliną sportową. Teraz może być
jednak inaczej. Dla Brazylijczyków ziemia właśnie przestaje kręcić się wokół
futbolówki. I rośnie nam naród schizofreników, z jednej strony oglądający mecze
pasjami, z drugiej rozdarty i wściekły na państwowe władze.
W
kraju doszło chyba do najgorszego – utożsamienia piłki z polityką. Sprawa mistrzostw
nie jest już jedynie sprawą czysto sportowej rywalizacji, tego kto będzie
lepszy na boisku i zwykłej radości czerpanej z samych występów, to również powszechna
biedota, nędza fawel, brak perspektyw i prywata rządu.
Protesty
przetaczają się przez cały kraj niemal od początku ubiegłego roku. Ludzie
wyrażają w ten sposób dezaprobatę wobec skorumpowanego rządu, obwiniają osoby dzierżące
władzę o trwonienie kasy niepotrzebnymi i iście kosmicznymi wydatkami na areny
sportowe, gdy nie ma środków na pilniejsze potrzeby, tj. opieka socjalna, szpitale
albo szkoły.
W
poprzednim roku w czasie Pucharu Konfederacji na ulice wyszło prawie dwa
miliony ludzi – w obecnym strajkują mniejsze grupki, ale podobnej skali
demonstracji powinniśmy oczekiwać w ciągu turnieju. W państwie protestuje teraz
praktycznie każdy: od kierowców autobusów, którzy psioczą na beznadziejną i w
ogóle nie odnowioną infrastrukturę drogową, po policjantów z największych
miastach typu Rio de Janiro, Brasília, Fortelaza bądź Salwador, w tym
ostatnim dwudniowy bojkot doprowadził do śmierci 39 osób.
Ciemna strona Brazylii
„W
2007 roku kiedy przyznawano Brazylii organizację mistrzostw, solennie obiecano,
że żaden publiczny grosz nie zostanie przekazany na stadiony, a wszystko sfinansowane
z prywatnego sektora. Do tej pory 60% pieniędzy na budowę aren według magazynu
„Veja” poszło z publicznej kieszeni. To główny powód ogólnonarodowego
wzburzenia. Przygotowania okazały się zwykłym biznesem” – opowiadał dla BBC
Pedro Daniel, konsultant sportowy z São Paulo.
Nie
tak miało być – powiedzą sobie zatem Brazylijczycy. Nagminna korupcja, szastanie
gotówką na prawo i lewo, brak jakichkolwiek inwestycji, żeby ułatwić życie w państwie
– nic dziwnego, że na ulicach kraju kawy jest gorąco od emocji. A najbardziej w
fawelach pacyfikowanych za pomocą prawa i pięści, z użyciem wojska oraz sprzętu
militarnego.
W
kwietniu zaczęła się następna próba ujarzmienia slumsów w Rio de Janeiro. Do
najgroźniejszych dzielnic nędzy wjechały czołgi, opancerzone wozy, a porządek
miało zaprowadzić około trzech tysięcy żołnierzy oraz ponad tysiąc funkcjonariuszy.
Najpierw z wszelkiego rodzaju niebezpieczeństw czyszczono dzielnicę Maré, leżącą nieopodal lotniska. Potem zajęto
się jeszcze jedną – Rocinha - położoną w pobliżu hotelu, w którym zamieszka
reprezentacja Anglii. A ci, jak już wspomniano, mają na tym punkcie prawdziwego
bzika.
Suma wszystkich strachów
Śmierć
jednego fana po ligowym meczu i kolejnego w trakcie demonstracji, codzienne
strzelaniny, walki służb z gangami narkotykowymi, policyjne obławy, pomyłki i
morderstwa niewinnych osób, zabici po jednej i po drugiej stronie, masowe
zaginięcia ludzi i slumsy w ogniu - na miesiąc przed mundialem Brazylia
atmosferą bardziej przypomina terytorium dotknięte wojną niż kraj szykujący się
na piłkarskie święto.
Matka
zabitego przez pomyłkę i wziętego za dealera chłopaka reporterom „Daily Mail”
mówiła: „Będzie krew na ulicach podczas
mistrzostw, możecie być tego pewni”.
Aldo
Rebelo, minister sportu, nieudolnie uspokajał i pocieszał zjadliwie na łamach „World
Soccer”, że Brazylia wprawdzie zmaga się z poważnymi problemami z zapewnieniem
bezpieczeństwa, lecz daleko jej do strefy wojny jak w Iraku czy Afganistanie:
„Nie sądzę, by Anglicy doświadczyli większych zagrożeń niż w prowincjach Iraku
lub Afganistanu, gdzie ostatnio stracili setki żołnierzy”.
Z
kolei przedstawiciel Amnesty International, Alexandre Ciconello, w „Daily Mail”
skwitował: „Rząd próbuje wszystko ładnie pokolorować na czas zmagań, twierdząc,
że państwo jest już bezpieczne dla przyjezdnych. Ale rzeczywistość jest
znacznie mroczniejsza”.
Szesnaście
brazylijskich miast plasuje się w pięćdziesiątce najniebezpieczniejszych na
świecie. Każdego roku dochodzi tam do około 50 tysięcy morderstw. Nic dziwnego,
że tamtejsze władze na ogromną skalę mobilizują służby porządkowe - 150 tysięcy
funkcjonariuszów oraz 20 tysięcy specjalnie przeszkolonych agentów - które mają
dbać o spokój i ład w kraju, uzbrojone w dodatkowy atrybut władzy, wszelkiego
rodzaju groźne i gwałtowne protesty kwalifikuje się jako akt terroryzmu, bo
suma wszystkich strachów może dać iście przerażający obraz.
Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj
A
przecież to najdroższy mundial w historii – wedle różnych szacunków pochłonął
od 11 do 13 miliardów dolarów. Sama budowa obiektów kosztowała przeszło 8
miliardów. Zdaniem Christophera Gaffney’a, urbanisty, profesora wizytującego na
Uniwersytecie Fluminese, to także: „stracona szansa dla Brazylii, aby poprawić
sytuację materialną osób żyjących w miastach”.
Znamienny
dla tych siedmiu lat przygotowań jest jeszcze jeden fakt - zgodnie z ankietą
przeprowadzona miesiąc temu przez lokalną gazetę z São Paulo zaledwie 48%
Brazylijczyków będzie kibicować „Canarinhos” na mistrzostwach. To najgorszy
wynik w dziejach tamtejszego futbolu, a rok po przyznaniu organizacji wynosił
on 79%.
Z
drugiej strony sprzedaż biletów przeszła najśmielsze oczekiwania organizatorów
– wejściówki rozchodziły się jak świeże bułeczki, nie ostała się żadna z ponad
2,5 milionowej puli. A najwięcej nabyli oczywiście sympatycy gospodarzy.
Prawdziwą reakcję ludności w trakcie turnieju trudno zatem przewidzieć.
Tymczasem
dawniej stawiało się w ciemno każde pieniądze, że mistrzostwa w Brazylii będą
po prostu piłkarskim świętem. Oby teraz, na tym mundialu podszytym strachem,
więcej było strzelonych goli i chwil radości na stadionach niż strzałów, łez i
wściekłości poza nimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz