Pojedynki
Manchesteru United z Arsenalem wyglądają im na przyjęcia w ogrodzie klubu
herbacianego, a derby Old Firm w Szkocji nazywają rywalizacją dwóch szkolnych
drużyn. Dla nich nie ma życia bez derbów Buenos Aires, rywalizacja Boca Juniors
z River Plate jest tam czymś równie naturalnym, co oddychanie. Przeciętnego
argentyńskiego kibica zupełnie nie obchodzi to, co było przed - El Clásico
i inne takie rzeczy – ani to, co będzie po – finał Ligi Mistrzów, mundial i
pozostałe błahostki. Dla fana futbolu z Argentyny najistotniejsza noc w
piłkarskim roku nastąpi dzisiaj – podczas El Superclásico.
Więcej niż mecz
Brytyjski
tygodnik „The Observer” derby Buenos Aires umieścił na liście pięćdziesięciu
rzeczy, które musisz zobaczyć przed śmiercią. Jonathan Wilson zaryzykował
stwierdzenie, że spośród 190 rozgrywanych w pierwszej czy drugiej części sezonu
spotkań, tak naprawdę liczy się tylko jeden – ten pomiędzy Riverem a Bocą.
W
ponad stuletnich dziejach rywalizacji grali ze sobą już 114 razy. O
wyjątkowości ich pojedynków decydowali i decydują zawodnicy, trenerzy, sympatycy,
ale także – a może przede wszystkim - historia i kontekst społeczny. Bo to nie
tylko batalie dwóch zwaśnionych i największych w kraju ekip i to nie tylko
zwykły mecz. To walka bogatych z biednymi, dla obu stron odwieczna walka
dobrych ze złymi.
Wywodząca
się z robotniczych okolic Buenos Aires Boca Juniors i zrodzone niegdyś w
sąsiedniej dzielnicy, zaledwie 7 kilometrów dalej, lecz w pewnym momencie
przeniesione do zamożniejszych rejonów River Plate, stąd przydomek „Los Millonarios”.
To także wojna najpopularniejszych w państwie zespołów, którym według różnych
szacunków kibicuje od 70 do 75% społeczeństwa.
Gorączka argentyńskich derbów
„Ja
naprawdę nie mogę martwić się o reprezentację, gdyż moje myśli zaprzątają
jedynie zmagania Riveru z Bocą” – miał powiedzieć jeden z miejscowych dziennikarzy
reporterom „The Guardian”. O tym, że nie ma niczego ważniejszego pod słońcem od
„El Superclásico”
przekonywał również były gracz Riveru, Oscar Ahumada: „Na początku sezonu są wyłącznie
dwa cele – wygrać superclásico i zdobyć tytuł mistrzowski”.
Jose
Docato to sympatyk Boca Juniors, dla którego spotkania z „Los Millonarios” mają
wartość wręcz mityczną: „U sąsiadów, w kawiarniach, w pracy zawsze rozmawiamy o
Boce i Riverze. To absolutna konieczność” – mówił w wywiadzie dla „Washington
Post”. Docato chodzi regularnie na mecze, mimo iż - jak opowiada – przez swój
niski wzrost nie widzi wszystkiego, co się dzieje na murawie: „Widzę jedynie
wtedy, gdy Boca atakuje bramkę rywala” – tłumaczy. Jeśli czegoś nie dojrzy, to
podąża za głosem tłumu, dzięki czemu wie, kiedy przeklinać, a kiedy się
cieszyć. Gdy zaś piłkę posiada River odpowiada: „To zbyt wiele, bym mógł to
znieść”.
Z
kolei zwolennik Riveru, Daniel Torrico, odpiera zarzuty przeciwników jakoby
sympatycy „Millonarios” byli mniejszymi pasjonatami od kibiców Boca: „Odkąd się
urodziłem, złożyłem obietnicę Riverowi i przenigdy go nie zawiodę. Nigdy nie
będę nosił innej koszulki” – stwierdził
na łamach „Washington Post”.
Wściekłość i wrzask
Magazyn
„World Soccer” pisał, że derby Buenos Aires nie mają porównania z niczym innym pod
względem zawartego w nich ładunku temperamentu i dostarczanych emocji. BBC
opisywało je jako „morze kolorowych, płynących flag, krzyki, śpiewy, taniec
oraz niekończący się festiwal fajerwerków”.
Ale
Superclásico
posiada również brzydszą twarz, tę z grymasem bólu, zawiści, przypominającą
przemoc, bójki i krew. Każdy taki pojedynek miałby osobną historię do
opowiedzenia. Jak wtedy, w 1968 roku, gdy w trakcie derbów zginęło 71 osób. Jak
rok temu, kiedy fan River Plate został pchnięty nożem w klatkę piersiową. I w
tym samym roku, gdy jeden ze stewardów pilnujących porządku na obiekcie, który
znalazł się na nieodpowiedniej dla siebie trybunie, został pobity do
nieprzytomności przez próbujących wyładować na nim swoją frustrację fanatyków
Boca.
Arena
w ciągu takiego spotkania zamienia się w jeden wielki wrzask pasji i
nienawiści. Miłośnicy obu klubów należą do najbardziej zatwardziałych i
porywczych w kraju. Jonathan Wilson relacjonował na łamach „The Guardian”, że
to coś kompletnie niecodziennego zobaczyć 60-latka, wspinającego się na
ogrodzenie, tylko po to, aby mieć lepsze miejsce do wyzywania i szydzenia z
przeciwników.
To
dlatego stałym obrazkiem Superclásico są przyśpiewki, starcia, tłukący
gdzie się da kibole, zniszczone samochody oraz sklepy. I przez to są one otoczone
zawsze specjalnym kordonem bezpieczeństwa – tysiące funkcjonariuszy usiłuje
dbać o spokój, a fani gospodarzy zanim wyjdą, muszą czekać, aż goście opuszczą
stadion.
To
wszystko zawierał w sobie pojedynek z zeszłego roku: mecz przerwany w drugiej
połowie na 15 minut, gdyż kibice odpalili petardy i zaczęli nimi rzucać w
piłkarzy oraz wspinać się na metalowe ogrodzenia zabezpieczające boisko; trener
Riveru, Ramón Díaz, który
został odesłany na trybuny; dwóch futbolistów, którzy otrzymali czerwone kartki
i opuścili murawę. Ot, wizytówka może nie najlepszych i najważniejszych derbów
na świecie, lecz z pewnością najbardziej zawziętych.
A kind of magic?
„Poziom
futbolu pogorszył się tutaj w ciągu ostatniej dekady. Grze coraz bardziej
brakuje jakości. Teraz zdecydowanie więcej jest walki i biegania niż wcześniej.
I ta obawa przed przegraną - względy estetyczne nie są w ogóle istotne” –
komentował przed kamerami BBC Maxi Rodriguez. I trudno się z nim nie zgodzić.
Bo derby Buenos Aires, to już nie są derby dwóch ekip rozstawiających pozostałych
rywali po kątach.
Aktualnie
River i Boca nie rozdają kart w lidze – odpowiednio 5 i 12 pozycja w tabeli.
Oba po mistrzostwo sięgały 65 razy, jednak w ostatnich latach zdarzyło się im
to jedynie sześć razy, po trzy w aperturze i clausurze – dwóch niezależnych od
siebie częściach ligowego sezonu. A niegdyś potrafiły zdominować rozgrywki, jak
w latach dziewięćdziesiątych, kiedy w dziesięciu sezonach, dwudziestu jego
częściach, osiemnastokrotnie zajmowały miejsce na podium.
Dawniej
koszulki obu zespołów przywdziewały legendy pokroju Di Stéfano, Kempesa, Maradony czy Batistuty. Dzisiaj
wartość rynkowa - według wyliczeń
transfermarkt.de - każdego z nich wynosi tyle, ile Legii i Lecha razem
wziętych. Aktualnie występują tam albo podstarzali gracze, którzy próbowali
zawojować Europę, albo utalentowani zawodnicy drugiego sortu, nie znajdujący
się na pierwszych stronach notatników najbardziej wziętych agentów piłkarskich.
Wraz z brakiem sukcesów oraz wielkich nazwisk ulotniła się gdzieś cała magia El
Superclásico.
Tom
Vickery, dziennikarz BBC Sport, zauważył, że miało to również związek z
wyginięciem typowej dziesiątki – starodawnej już, eleganckiej w grze,
doskonałej technicznie, która dyrygowała kolegami i organizowała ataki. Zamiast
tego w obu drużynach występuje zazwyczaj dwóch centralnych pomocników, typowych
rzemieślników, którym w głowie tylko bieganie i utrudnianie życia przeciwnikowi.
To dlatego z Boca Juniors jeszcze niedawno żegnał się największy obecnie idol
„niebiesko-żółtej” części Buenos Aires – Juan Román Riquelme.
Dzikość serca
Może
i Superclásico
po spadku oraz powrocie River Plate z drugoligowego piekła, a także chronicznej
ostatnimi czasy słabości Boca Juniors wyblakły piłkarsko, to już nie jest
rywalizacja o prymat w państwie, ale one nadal elektryzują i przyciągają
miliony. Argentyński pisarz, Roberto Fontanarrosa, wywodzący się z dzielnicy
Rosario i kibicujący lokalnemu klubowi Central, tak mówił o derbach: „Zwykłem
pytać siebie: czemu tak się denerwuję, skoro dopinguję Rosario Central? Trudno
nie być. Tam czuć elektryczny ładunek, dynamiczny ładunek energii – niezależnie
od tego czy mecz jest dobry, zły lub zwyczajny”.
One
wciąż kipią od emocji, intensywności i różnorodności doznań, często tych
pozytywnych i negatywnych. Bo tam pasja i przemoc mieszają się i nie mogą bez
siebie żyć. Tam jest miejsce na wszystko: finezyjną grę, boiskową walkę
ocierającą się o brutalność, czerwone kartki, sędziowskie kontrowersje, spięcia
przy linii bocznej, wściekłość i wrzask trybun, fanów skandujących i
wyzywających od najgorszych drugą stronę, rozpacz i niewysłowiony zachwyt, łzy
radości oraz smutku po upokarzającym koszmarze porażki.
Może
więc chodzi o tę siłę wrażeń i te skrajności. Nimi derby Buenos Aires
poczęstowałyby nas w sposób nieporównywalny do niczego innego na planecie. Pod
tym względem, jeśli nawet zmizerniały piłkarsko, nie mają sobie równych i „The
Sun” miało rację określając je najintensywniejszym sportowym doznaniem na kuli
ziemskiej. Pod tym względem to najważniejsze derby na świecie - nie jakieś tam
El Clásico,
a El Superclásico.