Duże
opóźnienia w budowie stadionów, dodatkowe miliony na przyspieszenie robót,
niepokój FIFA, totalny chaos organizacyjny, uspakajające słowa polityków i
protesty na ulicach – mistrzostwa jeszcze się nie zaczęły, a Brazylia jest już
nimi najwyraźniej zmęczona. Do mundialu mniej niż sto dni, przygotowania
wkraczają w decydującą fazę, to ostatnia prosta, finisz, ale cały kraj zdaje
się być wykończony. Jemu nie pomogłyby nawet motywujące nuty Vangelisa z
„Rydwanów ognia”. Tymczasem zegar powolutku i nieubłaganie tyka - tik tak.
Mundial na dziewięć stadionów plus
trzy
„Pracujemy
w warunkach, gdzie cement nie jest jeszcze suchy. Wciąż musimy zainstalować
rozwiązania IT dla mediów. Bez nich komunikacja na obiektach będzie najgorsza w
historii mistrzostw. Aby tego dokonać, potrzebujemy co najmniej 90 dni” –
stwierdził Jérôme
Valcke w wywiadzie dla „The Guardian”. Następnie dodał: „To już sto dni do
mundialu, a stadion w São Paulo nie jest jeszcze skończony i nie będzie do 15 maja. I
jak wiecie, dwa inne – w Kurytybie oraz Manaus – również mają spore
opóźnienia”.
FIFA
chciała, żeby wszystkie areny zostały oddane do użytku najpóźniej do grudnia
ubiegłego roku, tak by można było je przetestować w warunkach bojowych.
Tymczasem 6 z 12 stawianych na mistrzostwa obiektów nie dotrzymało grudniowego
terminu, przy trzech z nich ciągle się majstruje, a stadiony w São Paulo
i Kurytybie ukończone zostaną na ostatnią chwilę. FIFA w pewnym momencie
groziła nawet wkluczeniami.
W
styczniu pogroziła Kurytybie odebraniem meczów i ich przeniesieniem. Valcke
przed kamerami CNN mówił: „Nie da się organizować spotkań, jeśli nie ma się gotowego
stadionu. To oczywiste”. Zaległości w budowie są tak znaczne, że ich wykonawcy
nie mogą obiecać, czy zdążą na czas turnieju. Prace ponadto wstrzymał lokalny
sędzia, według którego miejsce robót nie było należycie zabezpieczone.
Wznoszenie
obiektu w Cuiabie przedłużył pożar, który spowodował większe zniszczenia niż
się spodziewano. A wedle raportów ogień naruszył podobno całą konstrukcję. Roboty
w São
Paulo z kolei zatrzymał wypadek – w listopadzie zeszłego roku dźwig
zawalił się na metalową konstrukcję podtrzymującą dach i uśmiercił dwie osoby.
Pracownik zginął również przy wznoszeniu areny w Manaus, w samym sercu
Amazonii, lecz tam akurat nic nie jest normalne.
Jaja w tropikach
Oficjalne
otwarcie obiektu przekładano kilkakrotnie, a meczowi inauguracyjnemu – kiedy w
końcu do niego doszło - daleko było do piłkarskiego święta. Pokazał on raczej
skalę niedokończonych robót i mnogość problemów, z którymi przyjdzie się
organizatorom zmierzyć.
Fani,
którzy przyjrzeli się od wewnątrz cacku wzniesionemu pośród amazońskiej
dżungli, opowiadali o przeciekającym dachu, niewykończonych ubikacjach oraz
sprzedaży biletów na nieistniejące miejsca. Niektórzy nie dostali się na te
istniejące, bo uniemożliwiały im to pozostawione na trybunach śmieci oraz gruz.
Na arenie, która kosztowała 175 milionów funtów, o 40 milionów więcej niż pierwotnie
zakładano, mają jeszcze jeden poważny kłopot – z trawą.
To
doprawdy jedna z tych opowieści niesamowitych, w które nie chce się po prostu
wierzyć. Nie chce się wierzyć, że w samym środku Amazonii nikt nie wziął pod
uwagę trudnych warunków atmosferycznych. A przecież w regionie o tak wysokich
temperaturach i dużej wilgotności powietrza utrzymanie murawy w odpowiednim
stanie musi być nie lada wyzwaniem.
W
istocie: stadion ledwie oddany do użytku, nie rozegrano na nim jeszcze żadnego
poważnego spotkania, a trawy na płycie boiska już brakuje – jedno pole karne
jest ponoć niemal zupełnie jej pozbawione. Roy Hodgson i Cesare Prandelli będą
z pewnością zachwyceni.
W poszukiwaniu straconego czasu i
pieniędzy
Kłopoty
pojawiają się także na stadionach dawno wybudowanych. Niedawno zawaliła się
część dachu na obiekcie w Belo Horizonte. Parę godzin przed ligowym pojedynkiem
na boisku wylądowały odłamki metalowej konstrukcji, w dachu powstały dziury. Nie
działa ponadto system odwadniający, a przecież Belo Horizonte ma gościć
półfinalistów mundialu.
Kolejne
zmartwienie to infrastruktura wokół aren, gdzie - jak relacjonują reporterzy BBC -
wciąż krzątają się pracownicy, w pocie czoła m. in. układający chodniki oraz
wykańczający trasy dojazdowe. W ogóle cała robota podobno wykonywana jest w ogromnym
pośpiechu, nie zważając na szczegóły i wygląd – na stadionie w Natal dach
zdobią widoczne gołym okiem otulina i izolacja. Rząd, żeby zdążyć ze wszystkim
na czas, sypie gotówką na prawo i lewo. Pracę w Kurytybie przyspieszyć ma
dodatkowe 16 milionów i napływ nowych robotników.
Stadiony
to nie jedyny problem gospodarzy. Infrastruktura drogowa pozostawia ponoć wiele
do życzenia i istnieją obawy, że podróżowanie po kraju w trakcie turnieju może
stać się prawdziwym koszmarem. A obiecywany system szybkiego ruchu oraz zapowiadane
modernizacje na kolei i lotniskach nie doszły do skutku.
Cztery
największe porty lotnicze w Brazylii przyjmują obecnie więcej przyjezdnych niż są
w stanie – to w São Paulo przyjęło w ubiegłym roku 36 milinów pasażerów, o 44%
więcej niż powinno. Mówi się, że lotniska podczas mistrzostw nie będą mogły sobie
pozwolić na dodatkowe przeloty. „Każdy, kto opowiada, że nie będzie problemów,
kłamie” – stwierdził na łamach „The Independent” prezydent jednej z firm
lotniczych, Jose Efromovich.
Kurtyna w górę
Im
bliżej mundialu, tym nie tylko więcej pytań i znaków zapytania, im bliżej
mundialu, tym coraz bardziej mogą tam go mieć po dziurki w nosie. Według
sondażów jego organizacji sprzyja zaledwie 52% społeczeństwa. Ogólnonarodowe
strajki to następna sprawa, która spędza sen z powiek FIFA oraz władz – dlatego
zrezygnowano nawet z oficjalnych przemów w trakcie otwarcia. Ludzie protestują
i są wściekli, ponieważ na mistrzostwa idą setki miliardów, zamiast na szkoły i
szpitale. Na obiektach piłkarskich szerzy się wandalizm, a w niektóre rejony
miast – mimo iż bezpieczeństwa ma pilnować 170 tysięcy przeszkolonych funkcjonariuszy
– lepiej po prostu się nie zapuszczać.
Siedem
lat – tyle czasu posiadała Brazylia na organizację mundialu, dopracowanie i dopięcie
wszystkiego na ostatni guzik. Ale tego ostatniego guzika dopiąć nie potrafią do
tej pory, na kilkadziesiąt dni przed turniejem. Gospodarz przez te siedem lat
przygotowań podążał bardzo wyboistą drogą, kłopot poganiał kłopot, awarie i
usterki nie miały końca, aż sam Sepp Blatter modlił się publicznie do Boga oraz
Allaha o to, aby nie wydarzyło się już nic nieprzewidzianego i niepożądanego.
Na
ostatnią chwilę, ale ze wszystkim zdążymy – może i brazylijskie władze mają
rację, przekonując, że nie ma się czym martwić, a na stadionach wykończonych za
pięć dwunasta przeżyjemy kilka pięknych i niezapomnianych chwil, i w ogóle cały
turniej będzie wielkim piłkarskim świętem. Nikt jednak nie chciałby porządkować
sceny o takiej sile oddziaływania, w momencie kiedy kurtyna idzie w górę. A
wiele wskazuje na to, że nie inaczej będzie w Brazylii.
ciekawe czy zdążą przed rozpoczęciem mundialu, bo jak nie to będzie wielka wtopa, ale chyba fifa na to nie pozwoli - a my się obawialiśmy o nasze euro i wyszło naprawdę dobrze
OdpowiedzUsuń