Czy
na mundial może pojechać reprezentacja złożona z mieszkańców Katowic, w dodatku
tworzona z zasobów piłkarskich teoretycznie równie mizernych, co Liechtenstein?
Jeśli przyjrzycie się odległej - położonej tam, gdzie nie sięgają ludzkie oczy,
myśli czy nawet wyobraźnia - Islandii, to stwierdzicie, że w futbolu niemożliwe
nie istnieje.
Era cudów i herosów
Zajmowała
121 miejsce w rankingu FIFA, do eliminacji do przyszłorocznego mundialu
rozlosowywano ją z ostatniego, szóstego koszyka (w wyższym, piątym, znalazły
się m. in. Wyspy Owcze). W kwalifikacjach do dwóch poprzednich Mistrzostw
Świata oraz dwóch ubiegłych Mistrzostw Europy
wygrała zaledwie 5 z 38 spotkań. W grupach plasowała się albo na dnie tabeli
albo wyprzedzała amatorów z Liechtensteinu i Malty lub słaby Cypr.
W
bieżących jednak eliminacjach reprezentacja Islandii po prostu zachwyca. Strzeliła
więcej goli od Hiszpanii oraz Francji i wkrótce poleci do Chorwacji, aby
stoczyć decydujący bój o wyjazd na mistrzostwa.
Niemożliwego
dokonuje drużyna z nieco ponad 300-tysięcznego państwa, gdzie jest więcej
telefonów komórkowych niż ludzi, a zarejestrowanych graczy niemal pięćdziesięciokrotnie
mniej niż w Polsce. Do Brazylii może pofrunąć
zespół przez wieki zagrzebany pod grubą warstwą piłkarskiej przeciętności, od
zawsze martwy dla futbolowej części świata.
W
czym zatem tkwi fenomen Islandii?
Idzie nowe
Poprzednich
kwalifikacji wcale nie uznano za blamaż. Drużyna zdobyła wprawdzie jedynie
cztery punkty, mając za rywali Danię, Portugalię oraz Norwegię, ale nie to było
wówczas najistotniejsze. W trakcie eliminacyjnych bojów pierwsze, bezcenne
szlify zbierała ekipa, składająca się z młodocianych perełek, które dziś
zachwycają Stary Kontynent. To dlatego przejął ją Lars Lagerbäck.
Szkoleniowiec,
który pięciokrotnie wprowadzał na turnieje mistrzowskie Szwecję, a potem
pojechał na mundial do RPA z Nigerią, w wywiadzie dla „The Guardian”
stwierdził, że podjął pracę na dalekiej wyspie właśnie ze względu na szereg obiecujących
zawodników. Przyznał, że z zainteresowaniem obserwował poczynania tamtejszego zespołu
do lat 21. Widział m. in. jak rozbija młodzieżówkę Niemiec 4-1 w drodze na
Mistrzostwa Europy U-21 w 2011 roku.
„Lars
miał bardzo dobry wpływ na młodych graczy. Nadał im profesjonalnego wyglądu,
bazując na ciężkiej pracy i wierze, że da się wygrać każdy mecz. Nigdy nie bał
się mówić swoim podopiecznym, że mogą awansować do rundy barażowej lub walczyć
o zwycięstwo w grupie. To wszystko dało im pewność siebie” – wyjaśniał na
łamach fifa.com Vidir Sigurdsson, lokalny dziennikarz.
Jego
zdaniem punktem zwrotnym stał się jednak szokujący, wyjazdowy remis 4-4 ze
Szwajcarią. Gospodarze jeszcze na 35 minut przed końcem spotkania prowadzili 4-1 i byli pewni swego: „Ten pojedynek
okazał się punktem zwrotnym. To wtedy ludzie z naszego kraju zdali sobie
sprawę, że jesteśmy w stanie dokonywać wielkich rzeczy. W jednej sekundzie
przeklinali, by w następnej krzyczeć z podniecenia. Od tamtego czasu pozytywna
aura wokół reprezentacji tylko rosła i rosła”.
Fenomenu
Islandii zupełnie gdzie indziej doszukuje się działacz tamtejszego związku futbolowego,
Omar Smarasson, twierdząc, że rozwiązanie islandzkiej zagadki jest niezmiernie
proste – za obecnymi sukcesami stoją spore inwestycje w infrastrukturę oraz
stworzenie wykwalifikowanej kadry szkoleniowej.
Wszyscy zaczynamy od zera
W
2002 roku na wyspie istniało pięć boisk ze sztuczną nawierzchnią, jedna hala
piłkarska i 7 mini-boisk. Aktualnie posiadają 17 boisk ze sztuczną murawą, 7
hal oraz około 130 mini-boisk, położonych bezpośrednio w sąsiedztwie szkół.
„Wybudowali
dużo obiektów sportowych. Dzisiaj, możesz trenować tam przez cały rok. To się zaczęło
jakąś dekadę temu i myślę, że to kluczowe wyjaśnienie tego, co spowodowało u
nich taki postęp” – tłumaczył Lagerbäck w rozmowie z żurnalistami agencji „Reuters”.
Niegdyś
w piłkę na Islandii dało się grać raptem przez parę miesięcy. Sezon nadal trwa
tylko od początku maja do końca września, lecz jak podkreśla w „The Guardian” Eiður
Guðjohnsen: „Jeżeli spojrzysz na dziesięcioletnich chłopców, uganiających się
teraz za futbolówką, to jest to prawdopodobnie pierwsza generacja dzieciaków,
która może grać na okrągło”.
Wraz
z budowanymi boiskami, rosła liczba szkoleniowców. Władze rozpoczęły ich kształcenie,
wysyłając na kursy organizowane przez UEFA. Liczne pierwszoligowe kluby posiadają
w tej chwili rzesze wykwalifikowanych trenerów, zajmujących się określonymi
rocznikami.
Wytrenujmy sobie złotą generację
W
parze z tymi zmianami nastąpiła jeszcze jedna równie ważna, swoista rewolucja w
kwestii szkolenia juniorów. Do lamusa odszedł, bowiem siermiężny trening
fizyczny, zamiast tego postawiono przede wszystkim na technikę, którą dzieci
udoskonalały podczas gierek na małych boiskach w drużynach złożonych z
niewielkiej ilości zawodników. Dzięki temu współczesna reprezentacja Islandii
to już nie tylko piłkarze wykorzystujący swoją siłę, ale także o doskonałej
technice.
„Islandzki
futbol poprawił się zdecydowanie na przestrzeni ostatnich lat. Zrobiliśmy ogromny
krok do przodu, szczególnie pod względem techniki. Program tworzenia nowych i
unowocześniania starych ośrodków sportowych powoduje, że młodzi mają szansę, by
grać i szlifować swoje umiejętności przez okrągły rok. To zaprocentuje w
przyszłości” – stwierdził na łamach fifa.com gracz Tottenhamu Hotspur, Gylfi
Sigurðsson.
W
tym samym artykule napastnik Alfreð Finnbogason tłumaczył: „Jeżeli Islandia posiada
aktualnie tak znakomitych atakujących, to jedynie dzięki pracy szkoleniowej
jaką wcześniej wykonano”.
Zespoły
juniorskie w czterech ubiegłych latach dostarczyły do pierwszej kadry 17 graczy.
Z lokalnej ligi w wielki piłkarski świat wyjechało kilkunastu uzdolnionych młodzianów.
Samo pierwszoligowe Breiðablik UBK
dochowało się takich zawodników jak wspomniani Sigurðsson czy Finnbogason.
Wschodząca
gwiazda Tottenhamu Gylfi Sigurðsson, Aron Gunnarsson z Cardiff City, Birkir
Bjarnason z Sampdorii Genua, Emil Hallfreðsson z Hellas Werona, etatowy snajper
Ajaxu Amsterdam Kolbeinn Sigþórsson, Jóhann Berg Guðmundsson z AZ Alkamaar i obecny
lider klasyfikacji króla strzelców Eredivisie Finnbogason – jeszcze nigdy w
historii ten kraj nie miał tylu graczy w tak wymagających rozgrywkach i silnych
klubach, odgrywających w nich jednocześnie znaczące role.
Wzór do naśladowania
Podobno
na tej odległej wyspie żyje największa liczba pisarzy oraz artystów różnej
maści na osobę. Powiadają, że nie ma tam mieszkańca, który nie pisałaby lub nie
tworzył sztuki. Do miana artyzmu w ich wykonaniu aspirować może z pewnością futbol.
Wziąwszy bowiem pod uwagę fakt, że liczba zarejestrowanych piłkarzy w tym kraju
nie przekracza 16 tysięcy, to doprawdy niebywałe w jaki sposób wychowali tylu fantastycznie
zapowiadających się graczy.
Nigdy
zresztą nie było ich tam tak wielu. „Kiedy zastanowisz się nad tym, że
populacja Islandii wynosi niemal tyle samo co Boltonu, to zadziwiające staje
się wówczas to, skąd oni biorą tylu dobrych zawodników. Przecież oni występują
w całej Europie” – głowił się swego czasu Sam Allardyce.
W
racjonalne wyjaśnienia fenomenu Islandii nikt nie chce uwierzyć. Jeden z irlandzkich
dziennikarzy zauważył, że mogłaby ona stanowić 33 hrabstwo w jego państwie i to
w dodatku dopiero piąte pod względem liczebności. A jej sukcesy przyciągają
niczym magnes. Od niedawna na wzór islandzki rozwijać swój futbol pragnie nieco
od niej większa – trochę ponad 400 tysięcy mieszkańców – Malta.
Bilet na piłkarski księżyc
Mimo
iż piłka kopana jest sportem numer jeden, to dotychczas ligowe zmagania nie
cieszyły się zbyt dużą popularnością – raptem dwa tysiące widzów na mecz.
Islandczycy najwyraźniej woleli oglądać filmy w kinie – na seanse chodzą najczęściej
na globie, pięć razy w ciągu roku – lecz ostatnimi czasy bardziej pasjonująco
bywa na stadionach. Raz po raz, gdy gra drużyna narodowa, przeżywają noce
prawdziwych futbolowych gorączek. Największa zapanowała przed bojem z
Chorwacją. Wejściówki rozeszły się w trzy i pół godziny, a na pojedynek chciało
się dostać przeszło 30 tysięcy ludzi, średnio co dziesiąty obywatel Islandii.
Przetrwałaby
ona światowe niedobory wody – ich woda należy do najczystszych i najlepszych na
kuli ziemskiej – oraz globalny kryzys naftowy – energia geotermalna zapewnia im
prąd oraz ciepło. Ale czy przetrwają chorwackie piekiełko? Jeśli im się powiedzie,
to lot na mistrzostwa będzie dla nich niczym pierwszy dla ludzkości lot na
księżyc.
Wszak
ostatni raz kiedy ktokolwiek wspominał o Islandii w kontekście piłkarskim, był
wybuch wulkanu Eyjafjallajökull w kwietniu 2010 roku. To on
zakłócił komunikację powietrzną na Starym Kontynencie i znacznie utrudnił
Barcelonie podróż do Mediolanu na półfinałowe starcie z Interem w Lidze
Mistrzów. Stwierdzono wtedy, że to islandzki wulkan przyczynił się do porażki
wielkiej Barcelony Guardioli i Messiego. Tym razem jednak wyspa kipi od emocji
piłkarskich, jest bliska temperatury wrzenia, a na erupcję czeka tamtejszy
futbol.
Strasznie szkoda, że co do czego Islandii jednak się nie udało :/ Ale i tak nasi piłkarze mogę się wiele uczyć od reprezentacji tego kraju.
OdpowiedzUsuń