Setki palm kokosowych, porastających
wybrzeża. Niebiańskie plaże oplatające niezliczoną ilość wysp, które tworzą
pięć dużych archipelagów. Bujna roślinność, rafy koralowe, plantacje kawy i
ananasów. Jesteśmy w Tahiti, największej - zamieszkałej przez niespełna 180
tysięcy mieszkańców - wyspy Polinezji Francuskiej. Turystycznym raju, przyciągającym
podróżników naturą nienaruszoną przez cywilizację, zachwycającym pięknem niespotykanym
na żadnym innym skrawku ziemi.
Wyspy, wspaniała przyroda i
plaże, palmy oraz… futbol. Kraj znany w świecie głównie z turystyki, parę
tygodni temu zdobył rozgłos dzięki piłkarskiej reprezentacji. Drużyna Tahiti
awansowała do Pucharu Konfederacji i z pewnością będzie jego najbardziej
egzotycznym uczestnikiem.
„To niewiarygodne, zupełnie
niewiarygodne. Ta droga rozpoczęła się dwanaście lat temu i teraz w końcu
osiągnęliśmy nasz cel. Jedziemy na Puchar Konfederacji” – stwierdził tuż po wygranym
finale rozentuzjazmowany selekcjoner Tahiti, Eddy Etaeta.
W przyszłym roku naprzeciw
największych futbolowych potęg stanie futbolowe kuriozum. Tak olbrzymiej anomalii
w tej dyscyplinie nie widzieliśmy nigdy. Na poważany turniej, wypchany po
brzegi uznanymi firmami i gwiazdami, pojedzie banda nieopierzonych,
bezimiennych piłkarzy.
O tej niebywałej osobliwości
zadecydowały czynniki mikroskopijne w piłkarskiej rzeczywistości. Tahiti
wygrało Puchar Narodów Oceanii, który w skali globalnej nie ma jakiegokolwiek
znaczenia. Co więcej, gdyby nie sensacyjny zwycięzca, nikt o pucharowych
zmaganiach gdzieś na końcu świata, nawet by nie wspomniał.
W drodze po trofeum anonimowa
reprezentacja z nieznanego zakątka globu pokonała zespoły równie anonimowe, plasujące
się w rankingu FIFA między 141 a 173 miejscem, czyli Samoa, Vanuatu, Nową
Kaledonię oraz Wyspy Salomona. Zanotowała skok o 41 pozycji i obecnie w
klasyfikacji znajduje się na 138 miejscu, za sąsiadów mając Turkmenistan,
Burundi, Nikaraguę czy Grenadę.
Nie byłoby sukcesu Tahiti, gdyby
nie dwie nadzwyczaj sprzyjające i szczęśliwe okoliczności. Pierwsza to wycofanie
się Australii z federacji Oceanii i przejście do federacji azjatyckiej. Druga
to półfinałowa wpadka głównego pretendenta do pucharu - Nowej Zelandii (zaskakująca
porażka z Nową Kaledonią). Tak oto, reprezentacja Tahiti stała się pierwszą
obok Australii i Nowej Zelandii, która triumfowała w Pucharze Narodów Oceanii.
Na Puchar Konfederacji pofrunie,
więc drużyna, która w gablocie z trofeami umieści dopiero pierwsze. Jeszcze
osiem lat temu przegrywała, z kim tylko się dało. W rozgrywkach o czempionat
Oceanii w 2004 roku w trzech meczach otrzymała od przeciwników aż 24 bramkowe ciosy,
odpowiadając ledwie dwoma.
Na renomowany turniej w Brazylii
dostała się ekipa, która na przestrzeni ośmiu lat rozegrała tylko trzy
sparingi. Rywalizacji piłkarskiej doświadczyła jedynie w eliminacjach do
mistrzostw świata i w pucharze narodów. Przerwa pomiędzy niektórymi pojedynkami
międzypaństwowymi wynosiła do kilkunastu miesięcy. Zdarzały się lata, kiedy
zawodnicy, reprezentując barwy narodowe, nie powąchali murawy przez okrąglutki
rok, jak chociażby w 2005, 2006, 2008 czy 2009.
W szranki z tuzami piłki nożnej
stanie kopciuszek w sensie dosłownym. Jeśli spróbujemy poszukać jakichkolwiek
znaczących osiągnieć tamtejszego futbolu, to odnajdziemy zaledwie dwa. Uczestnictwo
młodzieżowej reprezentacji w Mistrzostwach Świata do lat 20 w 2009 roku (gdzie
ośmioma bramkami zlały ją Hiszpania i Wenezuela, a nieco łagodniejsza okazała
się Nigeria, obdarowując egzotycznego rywala pięcioma golami) oraz finał Ligi
Mistrzów Oceanii tahitańskiego klubu, AS Tefana, w niedawno zakończonym
sezonie.
W brazylijskiej sambie weźmie
udział drużyna, której trzon tworzą gracze ze wspomnianego młodzieżowego
mundialu. O jej sile stanowi, co jest również ewenementem na skalę światową,
rodzina Tehau. Bracia bliźniacy Lorenzo (strzelec hat-tricka w trzy minuty w
boju z Samoa) i Alvin oraz starszy brat Jonathan, a także kuzyn Teoanui. Dali
oni swojemu zespołowi trzynaście z dwudziestu goli zdobytych w pucharze narodów.
W kadrze znajduje się raptem jeden
zawodnik, który posiada europejski staż - Nicolas Vallar (niegdyś występował w
Montpellier). Niedługo być może w podstawowej jedenastce wybiegnie najbardziej
znany piłkarz rodem z Tahiti, dawniej futbolista FC Nantes, OGC Nice, FC
Lorient, AS Monaco, a dzisiaj AS Nancy – Marama Vahirua.
Kraj, w którym liczba
zarejestrowanych graczy nie przekracza dziesięciu tysięcy, nadal może awansować
na mundial. Jednak już w przyszłym roku Tahiti czeka przygoda życia. W
skomercjalizowanej do cna dyscyplinie ciągle jest miejsce na niespodzianki.
Piłka nożna wciąż nie wykorzystała wszystkich swoich scenariuszy. Tym razem zabrała
nas w bajkową podróż na kraniec kuli ziemskiej. Można rzec, że zafundowała
egzotyczny powiew świeżości.
Choć na przyszłorocznym turnieju
Tahiti nie odegra większej roli, do ojczyzny wróci zapewne z bagażem pełnym straconych
bramek, to dla piłkarzy będzie to sposobność do pokazania własnych umiejętności.
Dla trenerów okazja do owocnych analiz taktycznych. Dla federacji szansa na
dalszy rozwój tej dziedziny sportu w maleńkim państwie. Dla kibiców kosztowna i
emocjonująca wyprawa do Brazylii. Lecz dla wszystkich Tahitańczyków zobaczenie
ukochanej drużyny pośród najlepszych na globie będzie po prostu bezcenne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz