Transfery
Carlosa Teveza i Javiera Mascherano do Corinthians Sao Paulo w 2005 roku za
łączną sumę 27 milionów euro były szokiem dla środowiska piłkarskiego w
Brazylii. Teraz potencjalny transfer niechcianej gwiazdy Manchesteru City do
Coritnhians za 45 mln euro nie szokuje już nikogo. W ciągu tych kilku wiosen
brazylijska Serie A przebyła, bowiem drogę od nic nieznaczącej płotki do
futbolowego rekina.
Jeszcze
wczoraj biedna i skorumpowana liga była największym na globie eksporterem
młodocianych perełek, które masowo emigrowały za granicę, najczęściej na Stary
Kontynent. Źle zarządzane kluby nie wytrzymywały konkurencji z zamożnymi europejskimi
ekipami. Ustępując pod względem finansowym nie mogły zaspokoić żądań i
zachcianek najcenniejszych piłkarzy. Z roku na rok odsetek utalentowanych
zawodników malał, a poziom ligi wyraźnie mizerniał.
Dziś
to już głęboko zakopana przeszłość. Państwo przeżywa niewiarygodny rozkwit
ekonomiczny. Jest jednym z najszybciej rozwijających się na kuli ziemskiej, obecnie
szóstą najpotężniejszą na świecie gospodarką. Wraz z powszechnym progresem,
pięknieją rozgrywki piłkarskie. Campeonato Brasileiro Serie A należy do
czołówki najzamożniejszych lig (ustępuje tylko Premiership, Primera Division,
Bundeslidze, Serie A i Ligue 1).
Co
zatem było przyczyną tak radykalnej metamorfozy ? Wróćmy do 2003 roku.
Spełniony sen pasjonata piłki
nożnej
Wówczas
urząd prezydenta objął Luiz Inacio Lula da Silva, wielki fan sportu, który za
punkt honoru obrał sobie naprawę futbolu w Brazylii. Jego reformy stały się
głównym katalizatorem odrodzenia tej dyscypliny. Wprowadził drakońskie prawo,
nakazujące federacji oraz zespołom transparentność finansów; wprowadził Kartę
Kibica, która zawiera przepisy dotyczące bezpieczeństwa i higieny na
stadionach; zreformował same rozgrywki, dzięki czemu zapanowały jasne i sprawiedliwe
zasady wyłaniania mistrza.
Na
efekty nie trzeba było długo czekać. Na przestrzeni, zaledwie paru lat uboga i
zacofana brazylijska Serie A przeobraziła się w majętną, prestiżową i
atrakcyjną. Przede wszystkim przestała być naczelnym eksporterem zdolnych graczy.
W 2010 sprzedano o 14 % mniej futbolistów względem roku 2009. Młode gwiazdy,
jak Neymar, Ganso czy Leandro Damiao chętnie zostają w swoich macierzystych drużynach,
gdyż pobierają pensje porównywalne z europejskimi.
Tendencja
masowych emigracji nie tylko się zastopowała i zmalała, ten trend kompletnie
się odwrócił. Do kraju w 2011 roku przybyło 707 piłkarzy, podczas gdy w pięciu
poprzednich latach wróciło jedynie 311. Symbolem i początkiem zmian okazało się
przyjście Ronaldo do Corinthians. Stary, zniedołężniały, wyniszczony przez
kontuzje zawodnik otrzymał gażę, o jakiej w Europie mógłby wyłącznie pomarzyć.
Po nim przyszła kolej na Adriano, Elano, Deco, Freda, Luisa Fabiano, Jo,
Liedsona, Belettiego oraz Denilsona. Prawdziwym hitem był transfer Ronaldinho
do Flamengo. Wskutek tych przemian po raz pierwszy od wieków drużyna narodowa
na Copa America posiadała w swej kadrze siedmiu reprezentantów z rodzimej ligi.
Futbol w okowach biznesu
Piłka
nożna w Brazylii wspięła się na wyższy poziom komercjalizacji, stała się
dochodowym biznesem dla telewizji i różnego rodzaju prywatnych firm. Kluby - prowadzone
przez kompetentnych ludzi, na wzór europejskich korporacji - bogacą się na rozmaite
sposoby. Pierwszym źródłem są pokaźne sumy otrzymywane w zamian za prawa do
transmisji. Umowa podpisana na trzy kolejne lata wiąże się z zyskiem 930-u
milionów dolarów (lepiej płacą jedynie w Anglii, Hiszpanii, Niemczech, we
Włoszech oraz Francji). Co więcej, pięć największych ekip dostaje osobne
wynagrodzenia (m. in. Corinthians, które zgrania rokrocznie 50 mln euro).
Drugim
źródłem dochodów są reklamy na koszulkach. Wspomniany zespół z Sao Paulo
zgarnia 27 mln euro za sezon (piąty wynik na świecie). Zeszły rok zakończyli z
24-milionowym zyskiem, co dałoby 11 pozycję w Premiership. Za sprawą olbrzymich
wpływów z telewizji i reklam wydatki na nowych graczy w 2010 wzrosły o 63% w
stosunku do lat poprzednich. W bieżącym sezonie drużyny przeznaczyły na nowych futbolistów
75 milionów euro (dziewiąte miejsce na globie), a w ciągu dwóch ostatnich lat
wydały 176 mln (w ubiegłych pięciu raptem 144).
Zupełnym
novum jest przynależność piłkarzy nie tylko do klubów, ale również do
prywatnych sponsorów. Proceder zdelegalizowany na Starym Kontynencie, w
południowej części Ameryki stanowi podstawowe źródło utrzymania wielkich
gwiazd. 80 procent 5-milionowego kontraktu Ronaldinho pokrywa zakład
farmaceutyczny Unimed. Inny zakład farmaceutyczny – Neo Quimica – pokrywa
koszty umowy Liedsona, a teraz czyni zakusy na Teveza (który, notabene, w 40%
należy do Irańskiego biznesmena Joorabchiana). 40 procent praw do Neymara
posiada agencja Dis. Korporacje takie jak Media Sport Investment czy Traffic
Group wykupują procentowy udział w zawodnikach, opłacają ich kontrakty i
uzyskują profity przy sprzedaży. Tym samym, zespoły mogą proponować graczom
pieniądze adekwatne do standardów europejskich.
Nieodległa piłkarska potęga ?
Brazylijski
futbol wkracza dopiero w początkową fazę rozwoju. Przyszłość rysuje się w
kolorowych odcieniach. W 2013 Brazylia zorganizuje Puchar Konfederacji, w 2014
będzie gospodarzem Mistrzostw Świata, w 2015 zawładnie Ameryką Południową
dzięki Copa America, a w 2016 będzie na oczach całego świata, gdyż w Rio de
Janeiro odbędą się Igrzyska Olimpijskie.
Brazylijska
piłka wkracza także dopiero w początkową fazę komercjalizacji. Coraz więcej
firm inwestuje w drużyny, finansują umowy zawodników, wobec czego do kraju
stale napływają znakomici piłkarze, którzy niegdyś z niego uciekali.
Oglądalność oraz popularność ligi wciąż rośnie. Między federacją brazylijską a
chińską zawiązuje się obopólna współpraca. Mecze odbywają się o 22, tak aby
Chińczycy mogli je chłonąć wraz z porannym śniadaniem. Mundial da państwu nowe
stadiony i całkowicie odświeżoną infrastrukturę sportową. Już dzisiaj Brazylia
biję pogrążoną w kryzysie i recesji Europę pod względem ekonomicznym, czas więc
na futbol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz