Mimo
że Chiny, są supermocarstwem ekonomicznym i gospodarczym, a na przestrzeni
kilku ostatnich lat w kraju nastąpił nieprawdopodobny skok cywilizacyjny, to w
piłce ciągle panuje stagnacja. Mimo iż aktualnie, sytuują się wśród
największych światowych potęg, a niezaspokojone imperialistyczne zachcianki
władz nadal sięgają daleko dalej, to w futbolowym świecie nie znaczą nic.
Pomimo tego, że na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie Chiny dokonały
niemożliwego (zdobyły 100 medali, w tym 51 złotych) i zostawiły w pokonanym
polu – odwiecznego hegemona – Stany Zjednoczone, to w piłce nie potrafią
zdystansować nikogo. Nawet biorąc pod uwagę wrodzoną słabość Chińczyków do
sportów zespołowych (tylko dwa medale na wspomnianych igrzyskach), to do NBA
wyeksportowały jedną z najsłynniejszych ówczesnych gwiazd koszykówki Yao Minga,
a siatkarki przywoziły z ostatnich ważniejszych imprez garść medali.
Tymczasem
w piłce nożnej wszelkie osiągnięcia spowija gruba zasłona milczenia. Gablota z
trofeami jest pusta od wieków, o sukcesach, czy raczej drobnych sukcesikach nie
ma, co wspominać. Szukając uparcie jakichkolwiek pozytywów należy wyłowić z
pamięci jedynie udział w Mistrzostwach Świata w 2002 oraz wicemistrzostwo w
Pucharze Azji w 2004 roku. Dla państwa z tak gigantycznym potencjałem, w którym
żyje ponad miliard ludzi, to ujma na honorze. Komunistyczne władze postanowiły jednak
coś zmienić w dyscyplinie pogrążonej w całkowitym upadku i od zawsze
pozostającej w niezmiennej bezsilności, powodowanej brakiem inwestycji oraz
wszechobecną korupcją.
Szwindel i szmal
Właśnie
korupcja doprowadziła do totalnego spustoszenia i degrengolady środowiska
piłkarskiego. Skorumpowani byli wszyscy, od piłkarzy, szkoleniowców, przez
sędziów i działaczy, po najbardziej wpływowe osoby. Przez kraj przetoczyła się
afera tzw. „czarnych gwizdków” w wyniku, której skazani zostali: niedawny
zwierzchnik federacji Nan Yong, poprzedni szef członu sędziowskiego Li
Dangsheng oraz 22 arbitrów międzynarodowych. Bez końca relegowano kolejne kluby
(m. in. Chengdu Blades, Guangzhou), kwitł nielegalny hazard, a najbardziej
znamiennym przykładem fałszerstw było wydarzenie, które miało miejsce w drugiej
lidze. Prezes jednej z drużyn obstawił, że w najbliższym pojedynku jego podopiecznych
padną cztery gole. Kiedy do 90 minuty utrzymywał się rezultat trzybramkowy, rozkazał zawodnikowi wpakować
piłkę do własnej siatki. Niestety, przy pierwszej próbie nie domyślił się
bramkarz i złapał lecącą futbolówkę. Przy drugiej próbie pomylił się obrońca,
uderzając niecelnie. Po spotkaniu właściciel żalił się, że trener jego zespołu
nie potrafi nawet porządnie ustawić meczu.
Efektem
korupcji była słabnąca popularność oraz oglądalność. Z transmisji wycofała się
chińska stacja CCTV, a ze sponsorowania rozgrywek włoska firma Pirelli. Obecnie
zmieniło się wszystko. Przeprowadzono czystkę na każdym szczeblu
administracyjnym federacji, winnych skazano i zastąpiono osobami spoza
środowiska. Nowym szefem piłkarskiego związku został Wei Di, który zapowiedział
gruntowną odbudowę.
Jak
na razie słowa dotrzymuje. Toshiba będzie głównym sponsorem Pucharu Chin, a
wielkie korporacje zaczęły finansować kluby. Dzisiaj 13 spośród 16 drużyn z
pierwszej ligi jest w rękach najbogatszych miejscowych deweloperów (bogatych i
wpływowych osobistości w tym regionie nie brakuje, w Chinach żyje bowiem ponad
stu miliarderów). Najrozrzutniejszy jest właściciel Guanghzou. Od momentu
przejęcia zespołu (dwa sezony temu) na transfery wyłożył ponad 20 milionów
euro. Argentyńczyk Dario Conca stał się jednym z najlepiej opłacanych graczy na
świecie – piąta pozycja z zarobkami około 10 milionów euro rocznie. Z kolei
Shenshua Shanghai zakontraktowało Nicolasa Anelkę, a jako trenera zatrudniło Jeana
Tiganę. Według ekspertów to dopiero początek. Wielomilionowymi kontaktami kuszeni
są tacy zawodnicy, jak Dider Drogba, Kaka, Ronaldinho, Ballack czy Guti.
Dotrzeć do świadomości mas
Inwestycje
nie dotykają wyłącznie drużyn. Najistotniejszy punktem odbudowy tej dziedziny
sportu jest szkolenie dzieci. Magnat rynku nieruchomościami Wang Janlin w ciągu
trzech lat przekaże na rozwój młodzieżowego sektora 77 mln euro. W sierpniu
ubiegłego roku selekcjonerem reprezentacji, ale również koordynatorem całego
procesu wychowywania młodych adeptów, został Jose Antonio Camacho. Związek
wdrożył ponadto dwa programy: „Future Star” – najbardziej utalentowani gracze
wyjadą na treningi do Hiszpanii oraz Niemiec; i „2011 EU-China Year of Youth” –
UEFA wyedukuje 40 chińskich trenerów.
Największą
barierę stanowi jednak popularność dyscypliny. To swoisty fenomen, że w
państwie, które liczy miliard i 347 milionów mieszkańców, zarejestrowanych jest
zaledwie 7 tysięcy piłkarzy poniżej 18 roku życia. Piłkę kopie jedynie 0,5%
populacji, podczas gdy na Starym Kontynencie ten wskaźnik waha się między
pięcioma a siedmioma procentami. Tylko dziesięć na sto szkół prowadzi
jakiekolwiek zajęcia z futbolu. Rodzice nie chcą posyłać swoich pociech do
szkółek piłkarskich, gdyż większym powodzeniem cieszą się sporty indywidualne.
Ten
fenomen staje się bardziej osobliwy, gdy spojrzeć na frekwencję na stadionach
oraz oglądalność najważniejszych europejskich konfrontacji. Chinese Super
League pod względem frekwencji zajmuje pierwsze miejsce w Azji oraz 12 miejsce
na świecie (prawie 18 tysięcy widzów na mecz, a mistrza kraju
Guanghzou oglądało regularnie 45 tysięcy fanów). Chińczycy ekscytują się
pojedynkami Barcelony, Realu Madryt lub Manchesteru United (jeżeli Gran Derbi
przeniesiono by na godzinę dogodną dla Azjatów, to w samych Chinach
zgromadziłyby przed telewizorami około 60 milionów ludzi).
Zatem podstawowym
problem dla federacji jest, w jaki sposób przekonać obywatela, by wysyłał swoje
dzieci na ćwiczenia z piłką. W świadomości Chińczyków futbol zakorzenił się już
dawno, od lat oglądają i otaczają bezgraniczną namiętnością najsławniejsze w
Europie ekipy. Nie dorośli natomiast do tego, by bezgraniczną namiętnością
otaczać gladiatorów rodzimych, wyprodukowanych na swoich murawach, którzy
zbieraliby skalpy ze światowych aren. W ich świadomości lokalna odmiana tej
dziedziny sportu nie istnieje. Dopóki nie pokonają dotychczasowego nastawienia,
dopóty dyscyplinę tę czeka stagnacja.
Rok smoka rokiem rewolucji
Chińskie
władze wreszcie podjęły działania, które mają uzdrowić tamtejszy futbol. Kluby pompują
coraz pokaźniejszą kasę, ściągają rozpoznawalne w świecie piłkarskim nazwiska,
by podnieść zainteresowanie mas. Liga przeistacza się w lukratywną i niedługo
być może będzie przystanią dla podstarzałych gwiazd, porównywalną z Major
League Soccer. Chińczycy wreszcie zwrócili uwagę na kwestię szkolenia
młodzieży. Stawiają dopiero pierwsze maleńkie kroczki, lecz dla państwa, które
jest potęgą gospodarczą i ekonomiczną na skalę światową, kwestią czasu
pozostaje kiedy stanie się potęgą piłkarską.
To
może być przełomowy dla nich rok. Grubą cezurą oddzielili poprzednie lata pełne
niechlubnych zdarzeń, a w przyszłych zmianach na lepsze mają pomóc globalne trendy.
Dzięki nim futbol zawędrował w najdalsze zakątki kuli ziemskiej (jeszcze
kilkanaście lat temu nikt nie spodziewał się, że Czarny Ląd będzie tak dużym
eksporterem talentów). Teraz wędruje w stronę Chin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz