Gęste i niezbadane lasy,
niedostępne wioski leżące wysoko w górach, wiekowe fortyfikacje oraz posępne,
wyniosłe, położone nad skalnymi urwiskami zamki. Transylwania to nie tylko
bajkowa, malowniczo usadowiona pośród górskich szczytów kraina. To także kraina
spowita gęstą mgłą niedomówień, aurą grozy i tajemniczości. Rejon opuszczonych
gotyckich zamczysk, których grube mury skrywają krwawe i przerażające wydarzenia.
Terytorium, gdzie upiorna atmosfera towarzyszy przybyszom na każdym kroku.
Tak Transylwanię na kartach swej
najsłynniejszej powieści przedstawia Bram Stoker. Region rozsławiony w świecie przez
legendarnego wampira, dziś wśród piłkarskich fanów może być znany z co najmniej
jednego powodu. Dzięki niepozornej futbolowej drużynie – CFR Cluj.
Współcześnie największy strach w
Transylwanii budzi stadion Cluj. Dla wielu rumuńskich pierwszoligowców to
forteca nie do zdobycia. Miejscowa ekipa była niepokonana u siebie przez prawie
dwa i pół roku. Sezony 2008/2009 i 2009/2010 kończyła bez domowej porażki. W
ogóle, odkąd awansowała do pierwszej ligi (2004 rok), to na 137 rozegranych na
własnym obiekcie pojedynków, jedynie osiemnastokrotnie uznawała wyższość
rywali.
CFR Cluj to ostatnimi czasy
najbardziej utytułowany klub w państwie. Przez osiem lat kolekcje trofeów poszerzył
o trzy tytuły mistrzowskie, trzy krajowe puchary i dwa superpuchary. To również
pierwszy, od niespełna dwóch dekad, zespół spoza stolicy Rumunii, który wygrał
ligę.
Nie tylko sukcesywnie wzmacnia
swą dominację na rodzimym poletku, lecz także coraz zuchwalej poczynia sobie na
europejskich arenach. W 2005 zaszedł aż do finału Pucharu Intertoto, eliminując
po drodze Athletic Bilbao. Z przytupem rozpoczął rozgrywki grupowe Champions
League - będąc zupełnym debiutantem najpierw zremisował z Chelsea przed swoją
publicznością 0:0, a następnie pokonał AS Romę na Stadio Olimpico 2:1. Jakimż
szokiem to dla Rzymian musiało być. Anonimowa drużyna z krainy znanej tylko i
wyłącznie dzięki wyimaginowanej, książkowej postaci podbiła ich boisko.
By było jeszcze zabawniej –
dokonał tego Włoch, Maurizio Trombetta, który jako głównodowodzący na ławce
trenerskiej zasiadł po raz drugi w życiu. Jego wcześniejsze szkoleniowe
doświadczenie nie wybiegało poza amatorskie murawy Italii.
Jeśli więc przyjrzycie się najświeższym
losom CFR Cluj to stwierdzicie, że to niesamowicie utytułowany zespół. Jeśli
jednak spojrzycie na caluteńką, przeszło stuletnią historię ekipy z
Transylwanii, to z zawstydzającym niedowierzaniem uznacie, że na kuli ziemskiej
po prostu nie ma bardziej prowincjalnego klubu, który z piłkarskich nizin wzleciałby
na samiuteńkie szczyty w równie ekspresowym tempie. Wystarczyło zaledwie sześć
sezonów, by startując z trzeciej ligi, poszybować wprost do Ligi Mistrzów,
wylądować w stolicy Włoch i pokonać Romę.
Natomiast na pierwsze mistrzostwo
klub czekał szmat czasu, równe sto lat. Założony w 1907 roku, większość czasu
spędził w niższych klasach rozgrywkowych. Obecny sezon to raptem siedemnasty w
pierwszej lidze. Jedynie w latach siedemdziesiątych udało mu się przez dłuższą
chwilę przetrwać na pierwszoligowych boiskach. W 1976 CFR Cluj spadł do drugiej
ligi. Do końca dwudziestego wieku słuch o nim kompletnie zaginął. W 2001 był na
krawędzi bankructwa. Ówcześni włodarze nie mieli pieniędzy nawet na kupno własnych
futbolówek.
Mówimy, więc o zespole, który
przez okrągły wiek swego istnienia nie mógł pochwalić się żadnymi osiągnięciami
czy jakimikolwiek drobnymi sukcesikami, bo takimi z pewnością nie można nazwać
zwycięstw w niższych klasach. Mówimy także o ekipie, która dziesięć lat temu
walczyła zażarcie o utrzymanie w trzeciej lidze i przetrwanie w ogóle, a która
kilka tygodni wstecz biła się do upadłego z Manchesterem United w Champions
League i była blisko wydarcia punktów.
Co zatem wpłynęło na tak diametralną
zmianę ? Przenieśmy się do 2002 roku. Wówczas Arpad Paszkany,
rumuńsko-węgierski biznesmen, który dorobił się fortuny na handlu samochodami,
próbował wykupić Universitateę Cluj. Do transakcji nie doszło, ze względu na
jego węgierskie korzenie. Paszkany wobec tego zwrócił się do drugiego, mniej
popularnego klubu z miasteczka - CFR. Ten szczęśliwy zbieg okoliczności
zadecydował o pięknej przyszłości CFR Cluj.
Początkowo nowy właściciel inwestował
w najbardziej utalentowanych graczy z Rumunii, ale tytuły mistrzowskie dali mu
przede wszystkim obcokrajowcy. W 2006 nawiązał współpracę z Benfiką oraz
Sportingiem Lizbona. Począł sprowadzać zawodników niechcianych w Portugalii. W
tym samym roku ściągnął stamtąd dziesięciu piłkarzy. Aktualnie w 36-osobowej
kadrze jest dwunastu krajan i tylu samu graczy z ojczyzny Cristiano Ronaldo.
Błyskawiczny rozwój i
nieprawdopodobne dokonania oraz triumfy przysłoniły nieco problemy Cluj.
Problemy z jakimi zmagają się małe zespoły, całkowicie uzależnione od kaprysu
swego bogatego sponsora. A w królestwie Arpada Paszkanego nie brakowało zgrzytów
i skandalicznych sytuacji.
Nawet w momencie najpiękniejszym,
czyli w trakcie pierwszej przygody w Lidze Mistrzów, nie obyło się bez
przykrego incydentu. Kiedy drużyna remisowała z Chelsea i ogrywała Romę, gdy
miała realną szansę na awans do dalszej rundy, na jaw wyszły tarapaty finansowe
Paszkanego. Biznesmen pakował sporą gotówkę w ziemie i grunty, których cena
potem drastycznie spadła. Klub ucierpiał, a niepewność zawodników znaczenie
odbiła się na dyspozycji w kolejnych meczach. Cztery porażki w LM rozwiały wszelkie
nadzieje.
Największe jednak kontrowersje
wzbudzał sam Arpad Paszkany. Inwestor od samego początku nie grzeszył
skromnością. Kiedy przejął Cluj, stwierdził zuchwale, że w ciągu czterech lat
jego zespół sięgnie po mistrzostwo. Słowa nie dotrzymał, lecz w rozgrywkach
triumfował ledwie dwa sezony później. W 2005 zarzucił arbitrom korupcję. Afera
rozlała się na całe państwo. Rok temu sam znalazł się w ogniu krytyki,
oskarżony o wspieranie grupy przestępczej i szantażowanie innych
przedsiębiorców.
Paszkany nie grzeszył również
cierpliwością. W trakcie dekady jego rządów, przez Cluj przewinęło się 17
trenerów. W latach 2003-2004 wywalił dwóch szkoleniowców: Gica Ciorceriego
zwolnił, mimo iż ten wygrał pierwsze trzynaście spotkań w sezonie. Adriana Cocę
wyrzucił, bo styl gry był niezadowalający.
Trzy mistrzostwa zdobywało trzech
różnych menadżerów. Ioan Andone oraz Andrea Mandorlini stracili pracę kilka
miesięcy po wygraniu ligi. Jorge Costa wyleciał w chwili, gdy jego podopieczni
pewnie zmierzali po tytuł. Do wściekłości doprowadziła właściciela przegrana
0:5 z Rapidem Bukareszt. Parę dni temu Andone został ponownie zwolniony, gdyż w
13 spotkaniach uciułał jedynie 19 punktów. Dymisja nastąpiła po wyjazdowym
remisie z Galatasaray Stambuł.
Problemy klubu nie ogniskują się
wyłącznie wokół osoby Paszkanego, ale także dotyczą samych piłkarzy oraz ich
lojalności. Obcokrajowcy traktują Cluj jako pomost do większych,
zachodnio-europejskich firm. Każdy sukces starają się przekuć we własne
zamierzenia i cele. Emmanuel Culio, strzelec dwóch bramek na Stadio Olimpico w
Rzymie, otwarcie mówił: „Tutaj jest fantastycznie, ale jeśli jakaś hiszpańska
drużyna będzie mnie chciała, natychmiast odpowiem tak”. Z kolei Sebastian
Dubarbier oznajmił: „Moim marzeniem jest gra w Romie. Jestem młody i chcę
przejść do dużego zespołu. Prezesi muszą zaakceptować moje marzenia i nie mogą
robić mi przeszkód”. Dwa miesiące wcześniej Dubarbiera przyłapano na rzucaniu
lotkami w herb Chelsea. Wtedy gadał o miłości i przywiązaniu do rumuńskiej
drużyny. W następnym sezonie występował w koszulce FC Lorient.
Od dawna kłopotem pozostaje
frekwencja na meczach. Lwia część mieszkańców sympatyzuje z Universitateą, stąd
zmodernizowany w 2007, nowoczesny stadion rzadko kiedy wypełnia się po ostatnie
krzesła.
Te wszystkie piętrzące się
trudności to dla CFR Cluj nie pierwszyzna. Przez ponad sto lat niewielu
wiedziało o istnieniu ekipy z Transylwanii. Spadkobiercy legendarnego Draculi
przez szmat czasu udawali wampiry bez zębów. Ostatnio jednak powoli rosną im
kły. Na swoim boisku potrafią już ukąsić uznane na Starym Kontynencie firmy.
Ich głód bez wątpienia nie jest jeszcze zaspokojony. Rządni krwi, ostrzą sobie
apetyty na awans do następnej fazy Ligi Mistrzów.