Gdyby
trenował normalnie byłby jednym z najlepszych na globie piłkarzy. Gdyby zawsze
był skoncentrowany na piłce, to niemal zawsze byłby najgroźniejszym graczem
swego zespołu. Gdyby potrafił zachować zimną krew w trakcie pojedynków,
większość z nich kończyłby z workiem goli.
Dla
bramkarzy spotkanie oko w oko z Mario Balotellim - skupionym na grze, będącym w
odpowiedniej formie strzeleckiej - to prawie stuprocentowa pewność nagłego zgonu.
Przekonał się o tym Manuel Neuer, czyli chyba najbardziej utalentowany golkiper
młodej generacji. Czarnoskóremu snajperowi Włoch w meczu z Niemcami wystarczyło
zaledwie 21 sekund zabawy z futbolówką przy nodze, aby dwukrotnie użądlić
śmiertelnie rywala.
Nie
zawsze jednak zawodnik lądował na czołówkach światowych gazet z powodu
wspaniałych występów i zdobytych bramek. Całe jego życie stanowi zbiór barwnych
boiskowych i poza boiskowych historyjek oraz wydarzeń niekoniecznie przez niego
kontrolowanych.
Syn
imigrantów z Ghany, Thomasa i Rose Barwuah, porzucony i oddany pod opiekę
rodziny zastępczej – Balotellich – wychowywał się w dzielnicy zamieszkałej przez
białych. Mając 15 lat trafił na testy piłkarskie do Barcelony. Nie przeszedł
ich pomyślnie i wrócił do Italii. Wylądował w Interze, gdzie pod okiem Roberto
Manciniego rozwijał się w tempie błyskawicznym. W 2007 roku zadebiutował w
pierwszej drużynie, licząc sobie raptem 17 wiosen. Trzy dni później zdobył dwie
bramki. Został najmłodszym strzelcem mediolańskiej ekipy w Lidze Mistrzów (18
lat i 85 dni).
Piorunująca
kariera wiązała się niestety ze szczeniackimi wybrykami. Balotelli wystąpił we
włoskim programie telewizyjnym w barwach odwiecznego wroga – Milanu. Po
półfinałowym boju z Barceloną, wygwizdany przez fanów, cisnął koszulką Interu o
ziemię. Jose Mourinho oskarżał go o lenistwo i nieprzykładanie się do
treningów. Ciągłe sprzeczki i kłótnie poskutkowały wykluczeniem z zespołu.
Złą
passę odmienić miał transfer do Manchesteru City. Tymczasem tam ponownie
pokazywał przede wszystkim tą niepokorną, rogatą duszę. Swoje pierwsze trafienie
dla „The Citizens” chwilę później uczcił czerwoną kartką. Nazbyt agresywna gra
napastnika, stała się prawdziwym utrapieniem dla Manciniego. „Super Mario” z boiska
wylatywał jeszcze trzykrotnie. Dwa razy został zawieszony na kolejno trzy i
cztery spotkania. Po bezpardonowym faulu na Scott'cie Parkerze federacja
angielska rozważała zawieszenie nawet na dziewięć gier.
Niewiele
brakowało, by czarnoskóry zawodnik z Półwyspu Apenińskiego dosłownie wysadził
szatnię angielskiego klubu w powietrze. Awanturował się z prawie każdym. Z Serbem
Kolarovem o wykonanie rzutu wolnego. Z Yaya Toure spierał się tak mocno, że
rozdzielać podobno musieli ich koledzy.
Na
treningach nie umiał założyć koszulki. Rzucał lotkami w jednego z juniorów. W
ośrodku treningowym City zachwycił się automatycznie przesuwanymi drzwiami i
nie mógł oprzeć się pokusie, żeby podjechać pod nie samochodem, po to, aby
sprawdzić dokąd sięgają czujniki ruchu.
Jeszcze
ciekawszych rzeczy dokonywał poza boiskiem. Dziecinnym szaleństwom nie było
końca. Dwa tygodnie po transferze do Anglii rozbił auto. Kiedy dociekliwy policjant
pytał się, dlaczego wozi ze sobą dużą sumę pieniędzy – 5 tysięcy funtów –
gwiazdor wycedził: „Bo jestem bogaty”.
Pojechał
do włoskiego kobiecego więzienia w Brescii, twierdząc, że chciał się tylko
rozejrzeć. Zmienił własny ogród w tor wyścigowy dla quadów. Jak potrzebował
deski do prasowania, to udał się do sklepu i wrócił z… qudem, trampoliną oraz
stołem do ping-ponga.
Robiąc
zakupy w jednym z centrów handlowych zachwycił się miejscowym magikiem tak
bardzo, że zaprosił go do domu, by ten nauczył gracza wszystkich sztuczek. 36
godzin przed derbowym pojedynkiem z drużyną Alexa Fergusona zrobił pokaz
fajerwerków w łazience, po czym musiał uciekać z płonącego mieszkania. Dodajmy,
w derbowym pojedynku wcelował do siatki dwukrotnie.
Gdy
otrzymał nagrodę dla najbardziej uzdolnionego juniora, wypalił, że wyłącznie
jeden z poprzednich zdobywców tego wyróżnienia jest od niego lepszy – Lionel
Messi. Potem zastanawiał się kim jest Jack Wilshare, którego wyprzedził w bezpośredniej
rywalizacji o nagrodę.
Balotelli
nie dawał o sobie zapomnieć w swojej ojczyźnie. Debiutując w młodzieżowej reprezentacji
Włoch strzelił gola. Pojechał na Mistrzostwa Europy do lat 21, pokonał
bramkarza Szwecji i parę minut później dostał czerwoną kartkę. Kiedy Andrea
Stramaccioni został szkoleniowcem Interu, wpadł na konferencję po to, aby
uścisnąć mu dłoń.
Tuż
przed Euro w Polsce i Ukrainie zapowiedział, że zabije każdego, kto zacznie
rzucać w niego bananami. Na samym zaś turnieju dotychczas zademonstrował swój
firmowy repertuar. Na treningach przeważnie leniuchował (zabawy z chorągiewką
obiegły całą Europę). Gdy wybiegł po raz pierwszy na murawę stadionu w
Warszawie wiszący nad boiskiem telebim urzekł go na tyle, że postanowił dokopać
do niego piłkę.
W
pierwszych dwóch meczach nie wprawiał w zachwyt. Truchtał jedynie, jakby
oderwany od rzeczywistości, w której się znalazł, myślami będąc daleko poza grą.
Kiedy wreszcie oczarował, strzelając urodziwą bramkę Irlandii, próbował
wyładować złość na selekcjonerze, który pominął go w wyjściowej jedenastce.
Dopiero
bój z Niemcami dał odpowiedź, jak wybitnym jest futbolistą. Jeśli tak wielu
widzi w osobie Balotelliego napastnika kompletnego, to dlatego, że posiada ku
temu cechy niezbędne: wysoki, dobrze zbudowany, silny, a przy tym zwinny,
piekielnie szybki, z doskonałą techniką i uderzeniem. Mourinho stwierdził
niegdyś: „Gdyby wkładał w treningi 50 procent wysiłku, byłby już dziś jednym z
najlepszych piłkarzy na świecie”. Wtóruje mu jego obecny opiekun w klubie:
„Jeśli Mario nie będzie najlepszym zawodnikiem na świecie, to tylko na własne
życzenie”.
Największy
talent Italii, największa nadzieja Włochów to jednak nieuleczalnie
nieobliczalny przypadek. Osobowości
szalonego Włocha nie byliby w stanie rozgryźć nawet najwybitniejsi
psychologowie. Zagłębiając się bowiem w zakamarki jego umysłu odnaleźlibyśmy
zapewne nieustanną transmisję myśli, nieskomplikowaną i prostą w swej
złożoności, lecz niewytłumaczalną, bo przesyłaną w systemie nieznanym
ludzkości.
W jednej sekundzie Balotelli potrafi wprawić przeciwnika w osłupienie i oczarować wszystkich, by w następnej zupełnie się ośmieszyć. W meczach zazwyczaj ukazuje dwa oblicza – wielkiego gracza i słabego człowieka. Każdy ruch na murawie, każde dotknięcie piłki, każdy gest czy reakcja zlepiają w sobie fenomen oraz nieudolność.
W jednej sekundzie Balotelli potrafi wprawić przeciwnika w osłupienie i oczarować wszystkich, by w następnej zupełnie się ośmieszyć. W meczach zazwyczaj ukazuje dwa oblicza – wielkiego gracza i słabego człowieka. Każdy ruch na murawie, każde dotknięcie piłki, każdy gest czy reakcja zlepiają w sobie fenomen oraz nieudolność.
Poza
boiskiem fanom futbolu zapewnia trywialną i niewybredną rozrywkę. Na
murawie w jednym momencie może być bohaterem, a w kolejnej błaznem. Kiedy, natomiast
tylko zechce, dostarcza sztuki piłkarskiej najwyższych lotów, godnych jedynie
takich wirtuozów, jak Ronaldo czy Messi. To doprawdy geniusz szaleńcem
podszyty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz