Czy
opowieść o futbolu w Kolumbii można zawrzeć w kilku śmiertelnych strzałach,
które otrzymał Andrés
Escobar? Czy generacja, która nie zdobyła niczego, może obrosnąć legendą żywą
do dziś? Czy tamto pokolenie nie zrodziłoby się, gdyby nie baron narkotykowy
Pablo Escobar, a dzisiejsze nie byłoby tak spektakularne i wyrachowane, gdyby
nie doświadczenie sprzed lat? Gangi, narkotyki, strzelaniny, kilka
fantastycznych meczów i fascynujących gwiazd – kolumbijska piłka jak żadna inna
zasługuje na hollywoodzką produkcję.
Zaczęłoby
się jak u Hitchcocka - od prawdziwego trzęsienia ziemi. Słyszymy kłótnię o
jakiegoś samobójczego gola i wyzwiska, ktoś strzela, ktoś upada i umiera. Nie
znamy dokładnego powodu, nie wiemy czy ten, który pociąga za spust, działa na
czyjeś zlecenie. Wkrótce dowiadujemy się, że ofiara to Andrés Escobar. Piłkarz, który dopiero co wrócił z
nieudanego mundialu. Autor nieszczęsnego samobója.
Robin Hood i Tony Montana w jednym
Akcja
przenosi się parę lat wcześniej. Oglądamy Pablo Escobara, jesteśmy świadkami na
pierwszy rzut oka romantycznej historii. Buduje on własne imperium, bogaci się,
lecz jednocześnie nie odwraca od biednych. Stawia im domy, tworzy młodym
chłopakom boiska, funduje szkoły i wspiera szpitale. To jednak tylko pozory. Bo
to diabeł w skórze anioła.
Za
dnia bohater dla ubogich, Robin Hood, po godzinach staje się Tonym Montaną, to
wtedy ukazuje swe prawdziwe oblicze. Jest mistrzem w swoim fachu, bezlitosny i
brutalny, wznosi własne królestwo na morderstwach i krwi. Jego szajka zabija
ponad pięć tysięcy ludzi, na sumieniu ma sędziów, policjantów, polityków, pretendentów
do fotela prezydenckiego i arbitrów piłkarskich. W czasach świetności Escobar
wypowiada wojnę rządowi, uchyla ekstradycję do Stanów Zjednoczonych i spędza
odsiadkę w kontrolowanym przez siebie więzieniu.
Jego
mroczniejsza połowa chowa się zawsze za maską pasjonata, gdy chodzi o futbol.
Najpotężniejszy i najbardziej wpływowy gangster w kraju nie szczędzi gotówki na
tę dyscyplinę. Szkoli zawodników, finansuje ich transfery i kontrakty, sprowadza
zagranicznych trenerów. Jego osobisty klub – Atlético Nacional – jest nie tylko oczkiem w głowie,
ale także pralnią brudnych pieniędzy.
Dawno temu w Kolumbii
Pole
narracji rozszerza się, konkurencyjne gangi nie śpią. Obserwujemy jak bandy
przejmują pełną kontrolę nad pozostałymi drużynami i walczą o wpływy. Wybierają
sobie obsadę sędziowską, wywierają presję na graczach i szkoleniowcach,
ustawiają mecze. Powiedzenie, że piłka jest czymś ważniejszym niż sprawa życia
i śmierci, nabiera tam literalnego znaczenia.
W 1989 roku
Atlético Nacional wygrywa Copa Libertadores,
lecz urugwajski arbiter, który prowadził finałowy bój, zeznaje, że ludzie
Escobara zmusili go do przychylnego sędziowania. W następnym roku umiera.
Danie, które zamówił w restauracji, wymieszano z trutką na szczury. Inne istotne
spotkanie pomiędzy Nacional a América de Cali sędzia prowadzi na
korzyść tych drugich. Escobar zleca odnalezienie Alvaro Ortegi i wykonanie
wyroku. Po tym zdarzeniu rozgrywki ligowe wstrzymano na okrągły sezon, niewiele
jednak to pomogło.
Z
łatwością dostrzegamy więc, jak futbolowa Kolumbia zmienia się i że dawno
przestała być normalnym światem. W 1990 roku po pojedynku Independiente Medellín – América de Cali dwóch bandytów pakuje
dwadzieścia kul w ciało arbitra. Słyszymy słowa: „To cię nauczy, by nie
odwoływać bramek zdobytych przez Medellín”. Potem dwóch bramkarzy zostaje zastrzelonych,
ponieważ wpuścili głupie gole. W krainie przesiąkniętej narkotykami, przemocą i
morderstwami, jedyną regułą staje się brak reguł.
Gdy w
tym przypominającym nieustanną wojnę otoczeniu rośnie im pokolenie zawodników
niezwykłych, macki karteli nie tylko ścierają się nawzajem, one sięgają coraz
dalej i dalej, oplatają niemal każdą dziedzinę życia Kolumbijczyków. Kiedy
reprezentacja zajmuje 4 miejsce w rankingu FIFA i frunie na mistrzostwa, w państwie
ginie trzech kandydatów na prezydenta, którzy obiecali rozprawić się z szajkami.
Czwartemu udaje się przeżyć tylko dlatego, że nie wsiadł do samolotu chwilę
później zestrzelonego. To rok, w którym Kolumbia odpada z Kamerunem, a w
katastrofie lotniczej ginie 110 osób.
Chłopcy z ferajny
Widzimy
nowe twarze, wątki mnożą się i wiążą ze sobą. Poznajemy bliżej między innymi Carlosa
Valderramę, Freddy’ego Rincóna, René Higuitę
i Faustino Asprillę. Ale tylko tam nawet piłkarze za uszami mają przestępczy
proceder. Higuita nie leci na mundial do USA, bo właśnie odbył
siedmiomiesięczny wyrok za rzekomą pomoc w zorganizowaniu porwania. Asprillę
podczas gry dla Newcastle United podejrzewa się o handel kokainą.
Symbolem
boiskowego geniusza i ryzykanckiego życia staje się Albeiro Usuriaga. W 1988
zawieszony za zażywanie kokainy, swoimi golami daje potem Atlético Nacional puchar Copa
Libertadores, a Kolumbii awans na mundial. Napastnik na mistrzostwa ostatecznie
nie jedzie, ponieważ nikt nie wie, co się dzieje w jego głowie. Boiskowe
wyczyny ustępują miejsca tym spoza murawy. Zostaje zatrzymany za kradzież, a
przedtem przez trzy godziny ucieka policji swoim Mercedesem. Swój zuchwały
żywot kończy parę lat później, zastrzelony w nocnym lokalu w niewyjaśnionych
okolicznościach.
W tym
czasie generacja wychowana na boiskach Pablo Escobara i w jego bliskim
towarzystwie – gracze odwiedzają jego rezydencję regularnie, na ligowe
pojedynki latają jego prywatnym helikopterem – potężnieje z roku na rok, aż osiąga
swój szczyt w 1993 roku w wyjazdowym zwycięstwie z Argentyną 5-0. Któryś z
Kolumbijczyków wspomina potem, że od tego momentu rozpoczął się ostry zjazd w
dół. Napięcie tymczasem stale rośnie, widz oczekuje punktu kulminacyjnego, nie zdaje
sobie natomiast sprawy, że już za chwilę dostanie obuchem w głowę.
Niespełnione sny o potędze
Jedno
uderzenie serca i następuje szokujący zwrot akcji. Widzimy, jak zdradzony przez
swoich pobratymców Pablo Escobar próbuje zbiec, ale dosięga go kula. Umiera
„ojciec chrzestny” piłkarzy, a wraz z jego śmiercią nastaje anarchia. Medellín – miasto, gdzie rządził
niepodzielnie – wymyka się zupełnie spod kontroli. Walka o królowanie trwa w
najlepsze, codziennie słychać strzelaniny i wybuchy, według policyjnych
raportów mieszka wtedy tam około czterystu płatnych zabójców, nie należy ufać
nikomu, bo każdy może okazać się twoim wrogiem – w takiej rzeczywistości do
turnieju swego życia musieli przygotowywać się gracze. Najgorsze miało jednak dopiero
nadejść.
Im
bliżej mundialu, tym coraz więcej otrzymują pogróżek. Zawodnicy opowiadają o
presji nie do zniesienia. Na murawę wybiegają z myślą, że jeśli coś pójdzie nie
tak, to mogą zostać zamordowani. Porażka z Rumunią pogarsza jedynie sytuację.
Kolumbijczycy do meczu o życie - dosłownie o życie - szykują się sparaliżowani strachem. Brat Luisa Herrery, obrońcy, oficjalnie zginął w wypadku
samochodowym. Ktoś się włamał do systemu telewizji hotelowej i w pokojach
odtworzył informację, że jeśli w najbliższym spotkaniu zagra Barrabas Gómez, wszyscy zostaną zabici.
Gomez nie wystąpił, lecz nie uchroniło to drużyny przed klęską.
Po powrocie do ojczyzny Andrés Escobar,
tuż przed śmiercią, pisze na łamach lokalnej gazety „El Tiempo”: „Życie na tym
się nie kończy. Musimy iść dalej. Życie nie może tutaj się skończyć”. Śmierć
dwóch Escobarów staje się symboliczna, bo oto jeden cykl zakończył się na
dobre, a drugi rozpoczął się niespodziewanie. I nikt nie mógł przypuszczać, że
kilkanaście lat później będzie on dla Kolumbijczyków tak piękny.
Nowy wspaniały świat?
Show
trwa dalej. Kiedy następował zmierzch potęgi Pablo Escobara, na drugim planie rodziło
się pokolenie, które z mlekiem swoich matek wypiło nie tylko codzienną walkę o
przeżycie w upiornej rzeczywistości, ale przede wszystkim niebywały dryg do
futbolu. I w następnych latach rośnie niezauważone, ponieważ całą uwagę ciągle
skupiają kartele, narkotyki i zabójstwa.
Widzimy
jak piłka kolumbijska tonie w odmętach chaosu. Zaostrza się prawo, a gangi
jeden po drugim wycofują się ze sponsorowania klubów. Dotychczasowa
niezachwiana symbioza, dająca obu stronom korzyści, zostaje przerwana. Zespoły
upadają, a w lidze nie ma już praktycznie ekip z solidnym zapleczem finansowym.
Jedne odcinają się od przestępczej przeszłości - słyszymy, jak prezes Millonarios
zapowiada oddanie nieuczciwie zdobytych tytułów – inne kontakty z szajkami wciąż
podtrzymują.
Ponownie
służą za pralnie pieniędzy. Oko kamery uchwyci wszystko, dzięki czemu możemy
obserwować, jak Independiente Santa Fe regularnie otrzymuje torby wypchane kasą
od ludzi Julio Alberto Lozano. Najbardziej wpływowego ówcześnie barona, który do
USA i Europy przemycił 960 ton kokainy.
W
tej nowej rzeczywistości w powietrzu nadal wyczuwa się zapach narkotyków i
śmierci. W 2006 roku zabito napastnika, reprezentanta Kolumbii, Elsona Becerrę.
W tym samym roku zamordowano również trenera Envigado, a w następnym kolejnego
z zawodników. Sama reprezentacja schodzi gdzieś na dalszy plan. Nie potrafi awansować
na kolejne trzy mundiale. Po drodze wygrywa wprawdzie Copa América, ale zorganizowane u nich
w domu, szybko zostaje zapomniane, gdyż groźby rebelianckiego ugrupowania
skutecznie odstraszają Argentynę, która na turniej w ogóle nie jedzie, i
Brazylię, która wysłała tam swój trzeci garnitur.
Bohaterowie ostatniej akcji
Nieco
z boku tego wszystkiego dorastają bohaterowie drugiego planu. Ich losy są ledwo
zasygnalizowane. Wiemy, że Carlos Bacca stara się przetrwać, dorabiając jako
sprzedawca biletów. Juan Cuadrado walczy z opinią chudzielca niezdolnego do
gry. Toczy batalię w osamotnieniu, ponieważ jego ojciec ginie w strzelaninie,
kiedy ten ma pięć lat. James Rodríguez
robi furorę na młodzieżowym turnieju i rozwija się dalej dzięki osobom
związanym niegdyś z Pablo Escobarem. Trafia do Envigado, gdzie szefem
jest człowiek skazany wcześniej na 21 miesięcy odsiadki, oskarżany o porwania i
organizowanie bojówek.
Wkrótce zawodnicy
rozjeżdżają się po świecie i ich życie staje się trochę lżejsze od tego, które
mieli ich legendarni poprzednicy. Nawet jeśli pod wodzą Pékermana – początkowo wyszydzanego i
zdaniem mediów trenera przecenionego, dzisiaj posiadającego obywatelstwo
Kolumbii, który jeżeli stanąłby teraz w wyborach prezydenckich, to mógłby
liczyć na ponad 400 tysięcy głosów – z czarnych koni turnieju stali się jednym
z głównych pretendentów do tytułu. Nawet jeśli oczekiwania i presja są równie
duże, co kiedyś, to nie muszą już wojować ze strachem i demonami czyhającymi
tuż za progiem.
Otrzymują
magiczny bilet i przenoszą się w świat superprodukcji. Tej kolumbijskiej
superprodukcji piłkarskiej, której wciąż brakuje zakończenia. A Hollywood lubi
tylko happy endy.
Kolumbijczycy doczekali sie najlepszej generacji pilkarzy w historii. obecna ekipa bije na glowe te z lat 90-tych. Zobaczymy jak to bedzie dalej, czy na nastepnym mundialu udowodnia ze maja jakosc i klase czy tak jak z urugwajem, to byl tylko jednorazowy wyskok na swiatowym czempionacie...zapraszam uprzejmie do odwiedzenia mojego bloga, ktorym jest moje spojrzenie na futbol
OdpowiedzUsuńprzemysleniakibica.blogspot.com